PIOSENKA OSIEDLONEGO
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00





Rzeka bez kolonii i wstydu: wydarta

z kopców chuda marchew, wyniesione z altan

pomniejsze narzędzia i zwyczajne śmieci,

które od początku trzymają się rzeki;

wszystko jest pokryte brunatnym osadem.



Trzeba się rozejrzeć; jeśli go tu zniosło

i osiadł pod którąś odwróconą miotłą

wiklinowych krzaków, sięgniemy go kijem;

widok stąd jest dobry i nietrudno dostrzec

rzecz pstro umaszczoną tam, gdzie wszystko gnije.



Nie mogłem przypuszczać, że diabły z osiedla

odkapslują studnię i rzeka podziemna

zasadzi się sama w krzakach jak kłusownik.

A potem wiatr w oczy: plecami do kniei,

nie czuliśmy smrodu i nic nie słyszeli.



Pagórek nas uwiódł. Lekko wyniesiony

nad linię murawy dzikiego boiska,

świecił żółtą łatą niczym w lustrze wody

oglądane niebo. Najpierw ty się wspiąłeś,

ale lot był krótki. Trudno, moja kolei.



Sylwetkowy model szybowca "Puchatek",

nic z pianki styrodur; podmuch ciut silniejszy

całkiem go skołował tuż po starcie z ręki,

wywołując tłusty negatyw zamiaru:

dryf pod warstwą ziemi na prądach kanału.