Ostatnia tygodniówka – cykl
Dodane przez Grain dnia 23.05.2024 01:04
Między Borgesem a Putinem

Straciła ostrość śmierć podawana przez obsługę mediów.
Niestosownie, nawet podczas lunchu.
Urbaniści pokojowego przemeblowania ruin
postawią bierność wobec powszechnej motoryki
z flambirowaniem w czterdziestym czwartym Warszawy.
Ukraina to pożywna przystawka i aperitif.
Nie sposób odmówić i przechwalić.

Każdy śpi na spluwie

(z inspiracji rozmową przez wiele rzek)

O mój internecie, ty za to nie zapłacisz.
Taksówkarz z Albanii powiedział, że prędzej przeżyje
wśród rodzimych wrogów niż niemieckich przyjaciół.
Minister żołnierzyków pod ołów ze sztabowej gry
w dwa ognie, serce do walki zawierzył plecakowi.
W Chorwacji ciętej fryzjerki rżną się pod kołdrą.

Nie zostałem śmigłowcem wielozadaniowym

Jestem po rozmowach z ignorancją, która nie wysłucha opowieści
od początku po kontury uczuć.
Maruderem niezluzowanym od kości tych z dóbr pozaziemskich,
którzy nie wyłudzali głodu życia.
Nie wzniosę się za cudownym rozmnażaniem miarodajności i tlenu.

Ciswoman

Guzik. Nie da się odpiąć tatuażu.
Przetłumaczyć chiński busz z dziarowni
inaczej niż ostrzeżenie: Nie zamrażać powtórnie.
To już koniec długogrających staruszków,
kosmosu na wolnych obrotach.
Kasztany powtórzą maturę.

Drylowanie wiśniówki

Bujał ponad pierwszą zdobyczną krwią.
Przed ucieczką po brakujący do życia chłód,
powracał hartować dłonie w tylnych kieszeniach jej spodni.

Kiedy uległa, mógł być pierwszym, który nie powiedział,
że kocha. Niewystygła dopytała w swojej formule:
Pokazać ci się?

Nie zastanawiał się także, nad przedostatnią rozową.
Powiedziała: teraz może nawet odjechać.
Nie wie, jak przetrwała niszczycielskie harlekiny.

Chrom jeden wie

Tyle wydrapywał z głowy ojciec,
nie znajdując detalicznej odpowiedzi,
dobranej jak nakrętka do śruby.
Wykręcał się lepszą twarzą,
zmartwioną po horyzont. Ze mną
jeszcze nie za rogiem poduszki,
z pępkiem świata na podkładkę.

W murowanej próchnicy

Telewizyjne oratorium, niezabliźnieni po wybuchu
przenoszą się na katafalk w kredzie paryskiej ulicy.
To nie nasz suchy kac coraz mniej rozkosznej wolności.

A ty symetrycznie piękna,
bez pęknięć przeciwko szaleństwu.
Niewypłukana spod mojej skóry,
do wybierania z parnego zapachu kawy.

Braffiterka

W telewizji nadają dziś na ząb polędwicę z baribala
i ser z dwustuletnim szczepem bakterii.
Akurat dla tubylca z odległych stron Ksiąg Wieczystych,
który mógł przebierać w kandydatkach z oczekiwaniami.

Za oknem na nieprzekwitłym deptaku
kobieta w cedziłku poprawia sobie deszczówkę na twarzy.
Nie łapie jej w miseczki.

Karpiówka

Przywarła do moich pleców, jak nigdy dotąd
oddzielna, z wymagającymi oczami.
Grządki i kwitnienie to przyległy do domu adres.
Przysposobiły nas dwie brzozy, zamawiały czas szelestem liści.
Usiedliśmy pod nimi po niemej prośbie o cień i zadaszenie.

Cudzy kieliszek

Przelewaliśmy się z dna oka do wysokich szklanek
pod parasolkami. Moja ze słomką z butów,
ona na zaciągniętym papierosie.
Wszedłem po zapachu jej włosów. Kolistymi ruchami
dłoni w rowku pleców równała mnie z ziemią.
Przykucnęła przy rządku tulipanów,
złapana przez telefon z aparatem.
W żółtych rękawiczkach, niezabezpieczona
przed nieplanowaną już nigdy kobiecą zazdrością,
kiedy opowiadał o wakacyjnym zauroczeniu,
i zapragnęła zajść tak za daleko we wspomnieniach.


Opór niewłaściwy

Przed solarium czeka mężczyzna do sprawdzenia sesji.
Sypki nominał pod manicure z niedosytem,
wiatr poszuka czegoś innego do śmiechu. Lasu,
który jeszcze się opiera przed horyzontem alfa
i przelewa światło w brązy nieuspokojone.
I dzieje się tak, że my z rzadziznami niedosytu,
pośród naddatków do zapomnienia,
chcemy odchodzić bezboleśnie.
Z nadmiarem znieczuleń, nie było rzezi.

Mieszaniec

Nie żyje z cyklami wzbierania i wylewów piersi,
poniżej wejścia w zakolach.
Wyrobiła motek słońca z jego nadgarstków.
Wcześniejszym z przerywników nie zdejmował tak bielizny.
Przez głowę. Odkąd został z tym zapaleniem,
nie dyma go poryw wiatru w długiej spódnicy mijanej kobiety.
Jakby na ulicy nie było pozamiatane.