Stasiowe wiersze
Dodane przez Grain dnia 15.05.2024 22:05
Przegląd gwarancyjny

Pani Stasiu, ekolodzy nie mają z tego grantów, ale i klimakterium
się zmienia. Teraz to tylko szastać emeryturą, nie umierać.
Czochrać się tak, żeby bałamutka jak Hongkong trzeszczała w szwach,
bez tej Trylogii ku pokrzepieniu rozruszników.
Bez przyprawiania niewyczółków.

Monia, jeszcze nie pani synowa miała fantazję.
Wrócili z hurtowni, Patryk bez towaru, ona już bez rajstop,
w bluzce ze szwami na zewnątrz. Zabezpieczona na całe życie.
Wtedy okazało się, że pani Heniek to prawdziwy mężczyzna.
Pierwszemu kpiarzowi na parkingu tym swoim nierdzewiejącym
sierpem wymienił juchę z nosa na inny półsyntetyk.

Obojętna

Pani Stasiu, dojrzalsza niż kochany pamiętniczek.
Racja, Są ludzie i taborety.
Nowobogacka z bazaru przepuszczała swoje siedzenie,
kiedy schodził każdy badziew.
Ortodoksyjni handlowcy zaczynali dzień od Deutsche Nasz
a ona po małpce jak hedonistka bonobo, bez znaczenia z kim i gdzie.
Stragan się zmarnował. Przez pierwszą jesień i zimę zarobiłem na dom.
Handel jak teściowa, nie wybacza.

Zanim stanę przed dentystą

Kochana pani, przy mówieniu boli nie tylko okostna.
Przechodniu, jeżeli przyśni ci się władza albo teściowa,
przez tydzień nie wychodź z ust.

To nie jest bazarowa szczęka do wstawienia w inne miejsce.
Życie zeszło niezauważalnie, jak cebularze i bułeczki.
Ciepłe bałabuchy, a nie kapiszony z push-upa.
Nie można improwizować jak Georg Friedrich Handel
z płonącej planety.
Znicze nie dostaną samozapłonu we mgle.
Coś trzeba robić na wszelki wpadek, gdyby nie wyszło po śmierci.

Osoba urzędowa

Zna pani ten kawał, jak podczas kośby rozeźlona pszczoła
wlazła chłopu przez nogawkę do portek
i żona zabroniła jechać do doktora. Nic dziwnego, że handel
rzucił na rynek szminkę w zuchwałych i natrętnych kolorach.
Z chili. Usta pieką, puchną jak po użądleniu. Takie mają być.
Od fryzjera godzinę temu wróciła kobieta,
z którą nie uprawialiśmy miłosnej trójpolówki.
Z nieprzyszłościowym makijażem co chwilę sprawdzała
w lustrze mój komplement.

Woltowyżerka

Pani Stasiu, dzwoniłem z życzeniami do naszej Zochy. Siostry.
Chwalona powtarzała: kto niebrzydny, to zje. Jak co zbrakło, Jasiek donosił.
Zdrowie, jak dorosłe siostrzenice, które już bez krępacji swoje wiedzą.
Mam krótsze kiszki, tylko do popitki po lekach. Można się najeść.
Pewnie to i lepsze od śliptania poezji pisanej metodą na poezję
i unieważniania wczorajszej omasty sprawiedliwej.