ULICA RYBAKI
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00





Niedziela w złej dzielnicy, jest ciepło i cicho.

Włączony magnetofon: słucham głosu Pawła,

który nagrywaliśmy u niego przedwczoraj.

Otwieram okno, by deszcz znikający w szybko

puchnącej kałuży też słyszeć. Szare pranie

moknie na dużym balkonie po przeciwnej



stronie podwórza. Odwracam się chyba po to,

by przeoczyć wejście - dziewczynka i chłopiec,

chichoczący głośno, w samych białych majtkach,

szczupli i ruchliwi; on jej "myje plecy".

Patrzę na nich chwilę, w końcu muszę wyjść

do kuchni, bo czajnik przesłoni świat gwizdem.



Ale tylko odwrócić się zdążę przed błyskiem,

który rozjaśni podwórze i sprowadzi grzmot.

I grzmieć będzie, gdy idąc będę się domyślał,

że nic tu nie da hardość sławetna, widoczna

żywotność; że gdy wrócę - balkon będzie pusty.

I rzeczywiście: gdy wrócę - balkon będzie pusty