Opowiadanie wieczorne
Dodane przez Bernard Lis dnia 08.10.2007 14:40
Księdzu Twardowskiemu ja, stary koń...



Choć nam, wiernym łzy
znów tłoczą się jak chamy,
żegnamy... Pora już,
jak marchew najzwyklejsza
Bóg będzie dla nas rósł,
a Ksiądz zostanie w sercach...
Boga najłatwiej znajdował,
nie pisząc o Bogu...
Nigdy nie wiadomo-
mawiał o miłości-
czy pierwsza jest ostatnią,
czy ostatnia pierwszą...
Nadziwić się nie mógł
swej duszy tajemnicą...
Po prostu siedział przy nas
i zwierzał swój sekret,
że On, Ksiądz
wierzył Panu Bogu jak dziecko...
Aniołowi swemu
ruszać w te pędy kazał,
by nie zapomniał,
że trzeba stąd odejść...
Spieszył się kochać ludzi...
Zostały po nim buty
i telefon głuchy...



W wierszu wykorzystałem sparafrazowane fragmenty z wierszy księdza Twardowskiego.