Zanim...
Dodane przez silva dnia 30.11.2020 18:49
- Przyniosłam ci bukiet liści.
- Pachną ziołową herbatą i tak śmiesznie świerszczą. Tegoroczna wylinka.
Ten ma ogonek jak patyczek od cukrowej waty i siedem lotek synogarlicy.
- To liść kasztanowca.
- A ten jest wielkości dłoni. Żyłki płyną wzdłuż palców prawie jak moje, ale
na krawędziach są kłujące szponki. Przed kim tak się broni?
- Spadł z klonu. Może szpileczki miały robić akupunkturę powietrzu.
- A jeśli to maleńkie kotwice, by przedłużyć dryfowanie albo spowolnić taniec
wirującego derwisza? Następny jest jakby powycinany nożyczkami. Przypomina
papierową lalkę Andersena. Spójrz, wkładam palce w otwory, teraz ma nóżki jak skarabeusz.
- Takie liście rodzi dąb czerwony. Podobały ci się jego pękate żołędzie.
- A ten gładziutki, o ledwie wyczuwalnym żyłkowaniu? Ma kształt serca.
- Pochodzi z bzu, który tata posadził pod płotem. Pamiętasz, jak zroszone kwiaty
pięknie pachniały w maju?
- Tak, szukaliśmy w nich szczęścia. Położę ten listek pod poduszkę. Jakiego jest koloru?
- Ten jeden pozostał zielony, inne już pożółkły albo spurpurowiały.
- Jest chłodniejszy od reszty. Żółty i czerwony bywa przecież ogień.
Czy wiesz, dlaczego liście uwodzą kształtami i mają tak wymyślną fakturę? To nie tylko mimikra.
Chcą, żeby można je było zobaczyć także
opuszkami. Może Braille czytał liście, zanim...