Covid - srovid, masakra
Dodane przez Roman Rzucidło dnia 12.11.2020 16:49
W moim mieście trwa festiwal maseczek. Białe i czarne,
nakrapiane i kostropate, ciążące dziobem w bruk,
prześwietlone przez wiatr. Dostarczają mdłości,
szkła zachodzą parą. Listopad nasyca pyłem
tkaninę, wszystko to są oznaki fobii.
W podziemiach dojrzewa kolejne pokolenie lockdownu,
ci, którym wpojono strach od pieluch, też kiedyś
wyjdą na ulicę i będą szastać melancholią
jak tanią walutą; w końcu jakoś trzeba unieważnić
naddatek banknotów, które drukuje rząd.
Mam w domu dwa jeszcze czynne wentylatory,
nimi przefiltruję powietrze przed snem. Ktoś musi
przetrwać by dać świadectwo. I oby znaleźli się
lepsi niż ja. Twarz zarazy wydrukowana
na maseczkach coraz bardziej jest anonimowa,
z łzawej mżawki ścieki, uschnięte drzewa,
trupy jeszcze nie leżą na ulicach.
Ale może, już wkrótce...