Antykwariat
Dodane przez marzenna52 dnia 01.11.2020 00:50
początek, zawsze jest podobnie
pieczenie w ustach, rozkapryszone dźwięki, cymbałki
jak bębenek małego dziecka, uderzają
zapachem w nozdrza
skromnie, jednak wątpisz
to nie jest gra, ktoś narobił na twoją wycieraczkę
i zastanawiasz się nad zawartością gówna
byłeś żeglarzem, żołnierzem, dziewicą orleańską
alkoholikiem, dziwką i alfonsem swojego sumienia
zbaw mnie! Zbaw albo zabaw dobrze
arystokrato delikatnych gwałtów mojego podniebienia
I czuję jak zła miłość opuszcza mnie, stoję
na balkonie kawiarni wychodzącym na niewielki plac
słyszę swoją krew, twój głos odsącza się od mojego brzegu
jak prawy dopływ Renu - rzeki tajemnic, która
odbija szum liści niesionych po wzgórzach i obawę
istnienia miłości
środek, czy zawsze jest tak samo?
Czy gorący asfalt pachnie rozgrzanym żelazkiem
jestem ciepła w środku, układam palce
krople wody tworzą pionowe tafle
koniec, ona pierwsza otwiera drzwi
wybiera najcenniejsze drobiazgi, kruche
jak ostatnie wspomnienia jego gęstych włosów rozbite
na tysiące migoczących tajemnic
wpadają kolejno małe paciorki do jej pustych luk
przymrużyła oczy, dziś jest jego kochanką
ubrała czarne rajstopy
wieczorem przebija ścianę w sypialni, nie wie jak szybko
spadają liście z drzew, jak prawe miesza się z lewym
jak pampers założony odwrotnie, słyszy krzyk
uwięzionych ptaków rozdrapują każdą sekundę
życie bez tempa, bez oddechu, jutro obudzi się i zapomni
gdzie jest wyjście z łazienki, odleci jak postrzelony gołąb
który narobił pod siebie
ze strachu