Pewnego razu ...
Dodane przez ela_zwolinska dnia 08.03.2019 23:03
We wsi Zapiecek, gdzieś za Poznaniem,
postanowiono zwołać zebranie.
Radę Sołecką wybrano zgodnie.
- Niech decyduje, siądźmy wygodnie.
Przewodniczyła jej sołtysina,
chociaż najgłupsza, jak sięga gmina.
Po czterech klasach, uczony Janek,
protokołować miał każde zdanie.
Trzeba wyjaśnić, z jakiej przyczyny,
zniknęły wiśnie z sadu Maryny?
Czym jest maciora Heńkowa lepsza,
od dorodnego sołtysa wieprza?
Po co Władkowa nosi się krótko?
Wdowie po Rochu, kto nie dał usnąć?
Dlaczego znachor, znów dłużej cosik,
badał stan zdrowia księdza gosposi?
Jaki jest powód, że u sklepowej
drzwi uchylone nocy połowę?
Czy Pawlakowi urząd dał zgodę,
by jego krowy wchodziły w szkodę?
Dlaczego kowal, chłop, jak ze stali,
nie mógł alkowy wuja wywalić?
Albo za miedzą, przy Kuby chacie,
na ile palców wgrodził się Maciek?
Żyto wyległo, lecz tylko Tadka,
trzeba ustalić, czyja to sprawka?
Pewnikiem urok urok został rzucony.
Ze zboża będzie ledwie garść słomy.
Kolejna kwestia to podział spadu
po nieżyjącym od stu lat dziadku.
Do orzeczenia Stach wniósł c. v. s.*
- Nie dam ni morgi ze schedy i cześć!
Każdy chciał zabrać głos, jako pierwszy,
sądząc,że przez to będzie ważniejszy.
Nim ustalili obrad porządek,
było już późno- czas na obrządek.
Szczerbaty Felek na sali wrzasnął.
- Od gadaniny w gardle mi zaschło!
Stara karczmarza leci z herbatą.
- Ten napój możesz dać małolatom.
Kieliszki zbędne, są musztardówki,
nie zapłacicie, ani złotówki.
Dzisiaj ja stawiam, bo taki mam gest,
niech we wsi wiedzą, kto panem jest!
Jedna kolejka, druga ... dziesiąta,
debatującym język się pląta.
Chociaż w remizji publiki mało,
od argumentów teraz zawrzało.
Często dyskutant miał własne zdanie,
wcześniej zza płota wykrzykiwane.
Jednak nikogo nikt się nie boi,
bo to pogróżki, jak z " Sami swoi".
Tumult się zrobił i zamieszanie,
bo ten i ów chciał mieć posłuchanie.
Niejeden zapluł się przy przemowie,
chwiał się na nogach, mimo, że zdrowe.
Minęła północ ... pierwsza godzina,
a chłopów w domu ni ma i ni ma.
Jagna kłonicę wzięła ze stajni.
- Ja ci pokażę, trud mój nie darmy!
Jakoś przeniosła, choć była ciężka,
wsiadła na rower: będzie napieprzać!
W drodze spotkała kumę, teściową.
Obie z obuchem. Myśli; pomogą.
Staranowały drzwi jednym pchnięciem,
bo im nie straszne żadne zamknięcie.
Rozrząd zrobiły w cztery minuty.
-Jazda do domu, koniec dysputy!
*c. v. s.- zdanie odrębne do orzeczenia (wyrok sądu)