* * *
Dodane przez Grzegorz Wołoszyn dnia 03.09.2007 19:37
Wielkie żarna horyzontów mielą leniwie ziarno kolejnego dnia.
Sierpień wyparł się słońca i siedzi skulony opuszczając szczelnie
rolety chmur. Tylko wiatr, jak zerwany ze smyczy chart, węszy,
potrącając nerwowo gałęzie, anteny, sznury pełne wilgotnego
prania, jakby tropił, ukryte wewnątrz ciemnych mieszkań,

szaraki lęków. W korytach ulic, na poszyciu chodników, rosną
z nagła parasole pod nutami kropel. Melodia deszczu nabiera
tempa i szemrze jak odbiornik wymierzony w wieczność. Niezmienna
siła zmienności. Rzeka zatopiona w sobie między źródłem
a ujściem. Figowy liść parku nadaje miastu pozór cnoty,

umieszczony pośród zastygłej orgii betonu. Stopklatki nagich
bloków na rozkładówce osiedli. Pikanteria iskier z pędzących
pantografów. Przez sine z zimna niebo przetacza się stłumiony
pomruk: spęczniały brzuch nimbostratusa trawi burzliwie
resztki znośnej pogody. Lato chyli się, przyparte przez swój czas.