doba w delhi
Dodane przez Franko dnia 29.08.2007 17:37
terminal: singapur. stamtąd odlot do delhi.
w końcu indyjskie lotnisko - tanie linie
kosztują mnie coraz więcej nerwów.
tysiące rupii w prawej kieszeni, w lewej nic
co jest warte tego wiersza. hotel bez nazwy.
widok na chatki z dykty, riksze i krowy.
na ulicach peleton motorowerów, grupki małp,
kościści żebracy i drobni kieszonkowcy. samo
chody. kurz. pył.
plucie. ciało

bezbłędnie dotyka palcem wskazującym nosa,
więc można pić dalej: feni i toddy, do tego arak,
na koniec coś z importu, albo knock out (?) i jest okay.
wtymstanienawet balamaniamma wjęzykumalajalam
stajesięczytelniejsza. znów hotel. ona odkleja tilakę,
sari ląduje na krześle (reszta tekstu
została usunięta ze względu na niecenzuralną treść
).
noc. buch 'konopnickiej' i sen

o wspinaczce na stupę.