Satyra na brak weny
Dodane przez bordoblues dnia 11.02.2018 00:55
Sennym ziewaniem, miękko się snuje wieczór po kątach.
Żona ucichła, pralka usnęła, nic się nie sprząta.
Gwiazd na zaokniu ze cztery kopy jak w kaszy skwarków,
dorodne niczym wiejskie jajeczka, od baby z targu.

Czas, by z poezją wypić na zgodę, choć po malutkim.
Bóg ześle temat, strofy wypieszczę jak żonie sutki.
Whisky kropelką wyostrzę zmysły - kosteczka lodu;
sączy się strużką w przełyku niebo - heja, do przodu.

Pan nasz w niebiesiech, ponoś u siebie, też się nią raczy.
Jak mówi pismo, stworzył łyskacza w pierwszym dniu pracy.
Wlewam z butelki, niczym remedium, magię do szklanki -
każda kropelka jest jak rozkoszne usta kochanki.

Szukam tematu, obmyślam rymy i paralele.
Chwile się dłużą niemiłosiernie jak msza w kościele.
Może na chwilę, tak dla wytchnienia, przymknąłbym oko?
Boga zapytam, czy da odsapnąć - kiwnął, że spoko.

Ranek otworzył zimowym chłodem oczy poety.
Na kartce pusto, w butelce również, kac też - niestety.
Trzeba dokonać w trzeszczącej głowie samooceny -
tak być musiało, byłem bezradny - zabrakło weny.