"Kto jedno życie ratuje, ten ratuje cały świat"
Dodane przez Janusz dnia 30.01.2018 00:30

Polski himalaizm zimowy 2016-2020 im. Artura Hajzera na swoim profilu na FB opublikował kolejną część dziennika wyprawy na K2. Tym razem znalazł się tam opis przygotowań do akcji ratunkowej pod Nanga Parbat i jej przebieg . Jej autorem jest Rafał Fronia, uczestnik wypraw m.in. na Broad Peak, Daulagiri i Nanga Parbat oraz obecnej ekspedycji na K2. Dziś rezygnuję z publikowania własnego wiersza na rzecz tekstu Rafała, z niewielkimi skrótami i poprawkami redakcyjnymi. Rafał zapewne nawet nie wie, że jest nie tylko himalaistą, ale i poetą...


Dzień za dniem zdobywamy górę. Góra się stawia,
wiatrem otrząsa się z ludzkich insektów.
W wolnych chwilach śledzimy świat, głównie górski,
gdzie podobni do nas zdeterminowani ludzie lodu walczą o laur -
z własną słabością, pogodą i jej kaprysami.

Tomek i Eli. Ile można? Trochę pukamy się w głowy,
siódma zimowa próba, kto ma tyle determinacji,
aby tak walczyć. Próbować. Jakby porażki nie istniały.
Tomek wracał z każdą zimą jak bumerang pod tę Górę.
Jak wędrowny ptak, któremu nie odpowiadały ciepłe,
afrykańskie zimowiska, opuszczał Polskę i frunął pod Nangę.
Okopywał się i próbował. Walczył. Siódmy raz!

Od dziesięciu dni Elizabeth i Tomek są w ataku szczytowym,
nie odpuścili. Ruszyli drogą Messnera, z lewej strony od bazy.
Z dnia na dzień zbliżali się do kopuły szczytowej.
Gdy przyszło załamanie pogody, sprawa się skomplikowała.
26 stycznia dostaliśmy info: utknęli na 7400 metrów, jest źle.
Eli poinformowała o fatalnym stanie zdrowia Tomka.

Gdy wstaliśmy i usiedliśmy do śniadania, padła propozycja:
Trzeba im pomóc, panowie! Zgłaszają się wszyscy. Rusza machina,
w kraju Robert Szymczak i Janusz Maier. Tu, w Pakistanie my.
Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy ich jedyną szansą.
Dobrze przygotowani, mamy sprzęt, po aklimatyzacji.
I chcemy i możemy im pomóc! Rzucamy się do magazynu,
szykujemy sprzęt. Krzysztof zawisł na telefonie - trzeba wezwać heli,
zapakować ratowników i po 3 godzinach wbić się w ścianę Nangi!...

Rusza urzędnicza machina. Wyścig o życie. My, na spóźnionym starcie.
Zostaliśmy wyprzedzeni przez pieniądze. To one, szeleszczące papierki
blokują start helikopterów, są gorsze od wiatru, niepogody i wojen.
Po kablach biegną słowne, ostre impulsy. Polacy tak...A co Francuzi?
Halo Francuzi, potrzebne pieniądze, by zawarczały wirniki śmigieł,
tam, w górze polsko-francuska para walczy o życie. My chcemy!
Mamy tlen, ludzi, wiedzę. Znamy górę, pozwólcie nam pomóc.
Czekamy. Czas płynie. Przychodzi info, że Revol zaczyna schodzić.
Co z Tomkiem? Czy żyje? Śmigło to startuje, to znów nie.

Nadchodzi wieczór. Wiemy, że jutro ruszą ze Skardu dwa heli,
czterech naszych kolegów poleci na ratunek pod Nangę.
Denis, Adam, Jarek i Piotr. Polecą z tlenem, namiotami, sprzętem,
w kombinezonach, uprzężach i gdy tylko dotkną ściany, zaczną akcję.
Ruszyć ma dwójka, a kolejna ma założyć obóz i szykować wsparcie.

Z emocjami kładziemy się spać. A tam Eli schodzi drogą Kinshofera,
spędza pod kopułą kolejną, trudną noc, a wyżej jeszcze trudniejszą Tomek.
Revol wysyła swoją pozycję. Żyje. Jest niezniszczalna. Nic o Tomku...

Krążymy jak sępy. Sprawdzam wiatr, 35 km. Tam w Skardu cisza.
Dziesiątki połączeń. Sępie dreptanie przyspiesza. Dzwoni Darek,
piloci pytają jaka u nas pogoda. Włączamy wideo, pokazujemy,
że tu jest dobrze, pułap chmur 400 m ponad lodowcem.
10:00, 11:00... Płynie czas. Dzwoni pan Wyszomirski. Lecimy!
Ok 12:00 śmigła ruszyły. Biegniemy na helipad, targamy wory.
Z dołu, nad moreną narasta warkot silników. Lecimy po nich!
Wiem, wiem to - nasi chłopcy uratują ich!

Śmigła wzmagają wiatr, straszne zimno, grabieją dłonie.
Patrzę na twarze tej czwórki - zawziętość, determinacja, upór.
Tak, w tej jednej chwili poczułem dumę, że jestem Polakiem.
Żadnych wątpliwości i wahania. Milknie szum maszyn. Polecieli.

Witamy Darka, który wrócił do bazy. Powoli zapada zmierzch.
Telefon dzwoni cały czas: Wszyscy chcą wiedzieć, co się dzieje.
Internet wrze, bzdury wypisywane w newsach są nieprawdopodobne.

Pojawia się info, że Eli i Tomek byli na szczycie. Ale czy to ważne?
Jest znowu info - dolecieli. Denis z Adamem, jak czujące zdobycz wilki,
rzucili się w ścianę. Zapada noc, wiatr, zimno, a oni idą, pną się
metr za metrem kuluarem Kinshofera ku Eli i ku Tomkowi.
Oni gdzieś tam są, Eli wie, że po nią idą. Schodzi do nich,
ma problemy, odmrożenia, trudno jej posługiwać się sprzętem.
Od Tomka nie ma żadnych wieści...

Zapada noc. W bazie kładziemy się spać. Ale noc mija szybko.
Świt. Pogodny, wietrzny świt. Dostajemy wiadomość!
Około drugiej w nocy wilki dopadły zdobycz. Mają Eli!
W Orlim Gnieździe ratownicy dotarli do poszkodowanej.
Schodzą. O 7:45 ruszają w dół, w dół ściany Kinshofera.

9:21, dzwoni Krótki... Słabo słychać, wiatr szarpie namiotem.
Piotrek, zmień położenie anteny! Napisz sms! Dryń, dryń...
Dwa heli na 12:00. Idzie dobrze. Cisza, przerwało połączenie.
Adam i Denis zjeżdżają z Eli ścianą. Niedługo wejdą w trawers.

Budzi się europejski świat. Budzą się media, telefon ożywa.
Głód wiadomości wstrząsa trzewiami społeczeństwa -
Co się dzieje? Gdzie są? Co z Tomkiem?...

Znów sprawa śmigła, znów ambasada, lotnisko, naciski i spekulacje.
Trzeba ich stamtąd zabrać helikopterem jak najszybciej w dół!
Mamy opłacony tylko jeden lot. Lot to dolary - padają pytania:
a gdzie są Francuzi? Dlaczego w ogóle rozmawiamy o pieniądzach?
Czy ktoś w Polsce, w polskiej ambasadzie pytał: - A pieniądze?
Nie! Dziś mam prawo powiedzieć: Być dumny jak Polak,
a wstydzić się jak Francuz. Dla nas nie ma znaczenia, skąd jest
Revol i Mackiewicz. Nieważne kto płaci. Chłopaki rzucili się
bez zastanowienia w lód Nangi narażając życie... Polska wysłała śmigła -
a Francja? Czy to ważne, że to my inicjujemy, płacimy i ratujemy?
Dla nas nie. Ale czy sen Paryża jest tak mocny, że nie obudził go krzyk
ich własnej rodaczki?

10:05, są na trawersie. Lodowym zboczem na drugą stronę, a potem w dół.
A stamtąd idą Piotr i Jarek. W czterech będzie łatwiej. A co z Tomkiem?
Pogoda siadła. Wiatr wieje 90 km w kopule, zespół ratunkowy schodzi.
A kolejny nie poleci. Pod K2 nie przyleci dziś żaden helikopter
i nie zmienią już tego wszystkie zasoby euro znad Sekwany.

Czekamy. Wiem, że schodzą. Z każdym metrem Eli dostaje więcej tlenu.
Dzwoni telefon - Francuzi wreszcie wyciągają zasobne portfele.
O 12:45 pod Nangą ma wylądować heli z dwoma miejscowymi Szerpami.
Może zejdą i pójdą w górę, a heli podejmie Revol? Francja się budzi,
choć nie ta urzędowa, tylko ta prywatna, z sercem trójkolorowym...

Czekamy, furkoczą na wietrze namioty. Prognoza zła, pod Nangą wiatr
i idzie śnieżna burza, co uniemożliwia jakąkolwiek akcję.
11:12, dzwoni Piotr. Są w obozie z Eli. Radość i smutek miesza myśli.
Zapadła decyzja... Nic nie rozumiem. I nic nie szkodzi.
Bo kto jedno życie ratuje, ten ratuje cały świat - powiedział Schindler.

Wracają. Ale bez Tomka. "Czapkins" zasypia w objęciach Nangi...
Nie do końca to rozumiem. Ale wiem, że nie da się powtórzyć tej akcji.

Znów niecierpliwe czekanie, wirniki śmigieł się nie spieszą,
a my pozostajemy w napięciu. Dzwoni telefon, pan Wyszomirski.
Wszyscy na pokładach heli. Jakże pięknym uczuciem jest ulga.
Chłopaki, czekamy na Was. I czeka też K2...