Syndrom Be
Dodane przez jacekjozefczyk dnia 16.12.2017 10:39
Miejscowość Be na szkieletczyźnie,
perła zmieniona w szlam - trawertyn.
Na murach ślady ostrych rzygnięć

chudszych krewniaków grubej Berty.
Zwiedzamy wigwam wodza wioski,
bo z grodu został kiepski pastisz;

gość jest nadęty, wrogi, szorstki
jak papier ścierny o gradacji
dwadzieścia cztery. Zmienia płytę,

kruszeje niczym stek pod tłuczkiem,
kiedy czteropak z chłodnym żywcem
namierza w białej reklamówce

zdobnej w biedronki. Włości kuszą
trwałą ruiną starej baszty.
Włączone detektory - mrucząc,

wpisują się w mozolny capstrzyk
po kartoflisku. Jest co robić;
na polu hejnał za hejnałem.

Drobne pierdółki i ozdoby,
a nade wszystko ołowiane
lotki szrapneli. Setki - ożeż!

kieszenie rwą się od ich masy;
nagle, jak film w technikolorze,
jawi się ciąg barwnych i jasnych

stop - klatek: Rzym, syndrom Nerona,
rury z ołowiu i kłopoty;
Be, lotki, zboże na zagonach,

mąka, chleb, pasza i neurotyk -
singiel. No dobrze. Chociaż tyle,
że nie podtruwa dzieci, żony.

Chcemy pogadać z nim przez chwilę,
ale już śpi - nabzdryngolony
niczym meserszmit. Innym z wioski

mózgi też puchną po dwóch piwach,
stąd perły blask bliższy psiej kostki;
trzeba tu jeszcze wrócić. Bywaj!



* Be - nie jest skrótem nazwy miejscowości.