Oddział chorych na raka
Dodane przez Elhana dnia 15.08.2007 17:08
...Gwałtownie szarpnęła i tak luźne klapy szlafroka, szlochając odciągnęła, zsunęła ramiączko koszulki - i wyłoniła się spod materiału jej skazana prawa pierś... Dziś cudo - a jutro do kubła...

(A. Sołżenicyn, Oddział chorych na raka)



Tu każde "teraz" i każde "później"
wyślizguję się z impetem
poprzez ludzkie membrany.
Próżna i nieśmiertelna brnę
w tautologie symetrii strachu,
z szeroko zwężonym źrenicami
przemierzam korytarze
oddziału chorych na raka
w zaawansowanej ślepocie
pomiędzy skazanymi na kosz piersiami
i płucami podziurawionymi jak sito,
wśród krtani i żołądków
z wyrokiem w zawieszeniu
zataczając się od szyi do szyi,
na których pod bezbronną białą skórą
rozrasta się złowieszczy guz.
Przestworza podświadomości
kuracjuszy, którzy wiedzą doskonale,
że tutaj cuda się nie zdarzają
odsłaniają mało dyskretnie:
guz makrokomórkowy... chemioterapia...
granulocyty segmentowane... przerzuty...
OB-dwadzieścia pięć... nowotwór złośliwy.

Rozpacz na końcu korytarza jest jedna -
tu się nie śni, tu się umiera.