z cyklu postacie plecione "Anna"
Dodane przez kkb dnia 23.09.2016 19:42
Anna była czasem,
do zniesienia.
szczególnie gdy nie pieprzyła za dużo
o końcu świata, śmierci i innych pierdołach,
które ją karmiły,
a rzadko chodziła głodna.
Mimo to uśmiechała się często,
musiała.

Brakowało jej spokoju,
gdyby zawartość jej czaszki scharakteryzować jako jakiś ładunek wybuchowy to Tzar Bombę, o której lubiła słuchać dla zabicia pomniejszych eksplozji, nazwał bym zimnym ogniem. Chociaż przy Annie słabo słuchało się nawet Wołoszańskiego, z resztą "warto rozmawiać" Pośpieszalskiego też wydawało się śnieżyc, ale to przez sam tytuł,
nie chciała gadać w domu.

Muzyka,
książki i filmy jakie poznawała swoimi wielkimi od zdziwienia (swojej akuszerki), ciągle szklanymi od wewnątrz oczami i zatkanym słuchem, jakby ją wypełniały, z tak wielu i tak różnorodnych stron, że gdy pytałem ją czego słucha odpowiadała
- spierdalaj, przepraszam, tak, dziękuje.

Zimna suka
bez współczucia, bez... , zdziwiona że boli ją to wszystko, bardziej niż niezliczone śmierci pieszych w makabrycznych wypadkach, osieracających setkę małych głodnych dziewczynek dziennie, nawet tych bliskich. Musiała mieć pojemną dupę, skoro mieściło się tam aż tyle.

Anna znienawidziła Dominika,
przez to że nie mogła już lubić nawet siebie. Może chciała trochę za dużo. Być inną? Nie być? Na pewno umrzeć, gorszą od kolejnych, tak by mogły się z niej śmiać i uważać za niepoważną.
Tak se gupia baba marzyła.

Z tego,
nie potrafiła i nie chciała zrezygnować, ale
- O czym myśleć, gdy nie można marzyc !?
To zdanie ciągło za sobą kolejne niepowstrzymywalne reakcje łańcuchowe.

Nie poważna? Raczej rozjebana,
Prawy dziurawy Martens z wystającym małym palcem w kolorowej skarpetce jakby informował ludzkość o jej zamiarach skrętu gdziekolwiek, z tym że to miała każda Anna. Tak samo jak spodnie w moro koloru kawy i czasu.

Inaczej,
rzecz miała się z podkoszulkami. Te były raczej zużyte, w sensie bieżącym, tak mocno że nawet drogi perfum z bezcłówki i dwadzieścia fajek dziennie nie dawały rady wygładzić grymasów współpracowników i znajomych. Nie zły czad, ze chcieli ja znać.

Tylko Dominik
prał, prasował, przytulał, odradzał tabletki, chodził z nią nawet do lekarza i czekał na następną, jak na nowe rozdanie, które nawet mogło okazać się gorsze
-Byle by przeszło, to.
powtarzał, często.

On wiedział ze każdy czas jest cenny,

szczególnie razem