Zanim
Dodane przez Ooo dnia 16.07.2016 21:59
Otrząśnij się z tej słabości.
Nie należy umierać nie w porę...

M.S.Cervantes


I

Oto moja ręka jak kopyto
taką samą czułością znaczy
wrogów i przyjaciół
oto wasze twarze
spowite w oczach gwiazd
nigdy tak nie było abym mógł
winszować swoim upojeniom
topić żelazo rwać kwiaty
i darować je kobietom
włosy wieńczyły kolumny
płatki opadały na rzęsy
przez to nie mogły mnie zobaczyć
byłem przykryty hełmem
i przez wąską szparę
świat wydawał mi się wspanialszy


II

Czekanie
wypiłem je z mlekiem matki
ostrzegała mnie
przed zbyt pochopnym wyciąganiem wniosków
odeszła i jej pierś zamieniłem
na dzbany obcych domowisk
łza napływa do oka
kiedy wspomnę
jaki byłem wtedy mały
nie dopiwszy dzieciństwa
nie dojadłszy młodości
pozostałem karłem
odziany w łachmany
krocząc z szykiem
rozdawałem uprzejme skinienia i słowa
ufny że jakim cię widzą takim piszą
aż donos na mnie nasłali
ci którzy w tłumie spijali atuty mej śmieszności
teraz z trybun wychwalają słońca na ostrzu miecza
wierzą że im tutaj z rozpędu głów nie poszatkuję
co innego wie puchacz na wieży
i jemu wchodząc na arenę
pierwszy pokłon oddaję


III

Cóż to ma wobec drwiny myśli
odszukujących sens na nowo
jak mirra i kadzidło
pozostawia miły zapach widzom odeonu
przywykłym raczej do krwi i szantażu
powoli
nim najbielsza panna
złamie mój sterczący kutas
chrzęstem łamanych kości
wyścielę łoże kochanki
oto moja ręka a w niej miecz
zbyt ostry by ciąć nim powietrze
zbyt tępy by zabijać nadzieję
już nie pamiętam której obiecałem złożyć ofiarę
nie rachuję wieków na każdej sekundzie zwłoki


IV

Nie ma mojego przeciwnika
nie bijąc się pozostanę tchórzem
czy to los że mnie szydzi
i każe biegać za cieniem
dużo tu pochodni
i blasku opadającego w ciemność
zanim moja ręka taką samą czułością
będzie znaczyć
opada
a za nią pomidory i gwizdy


V

Wyzbywając się czasu teraźniejszego
gubię się w domysłach o znikomości ja
teraz tu i tam są potężniejsze szyfry
aureola ciała
to głównie niewiedza
tych którzy chcą mnie obłaskawić

VI

Zanim podjąłem straceńczą pogoń
za własnym sobą
gdy liczba ruchów była ograniczona
wierzyłem że to sprawiedliwa walka
kto silniejszy ten zwycięża
że jako tryb wypełniając zadania
stanowię potęgę machiny
stygmat czasu wbił mi gwoździe
stąd błazenada
jeszcze jeden nic nie znaczący cwał
sekundanci zacierają ręce
na ciekawsze historie
przeczuwają mój powrót
o którym nawet się nie domyślam
w marach jaźni


VII

Jeśli świat zmienia się każdego dnia
a każdy dzień rozświetla nowym porankiem
to pozostaje mi wybór
być tchórzem albo wojownikiem
porzucić poświęcenie posiadanie
i podobne kłamstwa
jak mam walczyć przeciwko dobru
niosąc zło na szranku
teraz tu jest widnokrąg
obezwładniający me pragnienia
teraz tam jestem jak mucha
przyklejony do bandy


VIII

Arbitrzy usnęli
zimne zatopione w skroniach kciuki
są dla mnie drogowskazem
jeśli nie wykorzystam tej szansy
paszcza rozetrze mnie piędź po piędzi
jednocząc się z zakazanym
unicestwię na wieczność siebie
i wszelkie akty niegodziwości
których dopuściłem się przed sobą
tym bardziej przed innymi
poznam to najbardziej intrygujące miejsce
ale jeśli nie jestem barbarzyńcą
i postępuję zgodnie z waszych sumieniem
czy czeka na mnie nagroda


IX

Oto waham się
nie ma po tej stronie znakowanych pól
są kolory
i ruch
z białego na czarne
z czarnego na białe

Szczytno, 7 października 1990