Sto pięćdziesiąt
Dodane przez Lubosz Nagy dnia 20.05.2016 22:04
Chodzę do głośnych miejsc, żeby znaleźć
kogoś z kim mógłbym pomilczeć. Kiedy słowo
nie może przejść przez gardło - mówimy na to
rak krtani i zamykamy oczy. My, wy albo oni.

Ja. Czuję się sobie obcy. Znieczulony, wściekły
pies. Tu ulice są pełne połamanych zębów, plam
krwi i palm, które tu nie należą. Porwane
mokrym wiatrem zamarzają kilka dni potem.

Mam podświetlaną klawiaturę i mysz o czułości
ponad ośmiu tysięcy dpi, sto pięćdziesiąt dwa
megabajty na sekundę i nic ciekawego do powiedzenia.
Napisałbym coś o wojnie ale znam ją tylko przez szkło.

Pojawia się w wiadomościach. Gdzieś daleko
wybuchła bomba, gdzieś daleko uzbrojeni
w maszynowe dusze napastnicy rozstrzelali
tych, którzy mieli szansę uczyć się liczb.

Matematyka ofiar pozwala nam zgłębić sedno
każdej wiary. Bywa, że odcina się głowy
smokom. Łuski toną w piasku jak modlitwy
o nieśmiertelność i nieużywane cipki.

Planuję zamach na własne życie. Kupiłem
bilet do Niemiec - - ważny tylko do piątku.
Uzbrojony w depresję, alkoholizm i niskie
poczucie wartości zaciągam kotary. Nie wylewam

za kołnierz.