PABEL I INNI
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00



Coś między metalem a wiatrem.

Obmacane przez deszcz jęzory podkoszulków

na porośniętym zieloną farbą balkonie.

I otacza nas jakaś niezwykła barwa.



Żeby było jasne - rozeszło się, rozmyło,

nie ma w rękach. Ale żadnych tłumaczeń.

Nie ma pewności czy kiedykolwiek tak było,

a jeśli nawet, to co i jak to nazwać?



Tymczasem latarnie. Po obu stronach szosy.

Biorą na szybko, jak połykany płomień.

Myślę - latarnie? Może pachy pod uniesionymi

w górę ramionami kobiet? Co robią



w tej mgle? Myją się, modlą?

Pabel przeklina. Powoli z niego wychodzi -

cały dzień w budzie, jak ta. Od ósmej do szóstej.

Ja wiem - ktoś jest do zrobienia, na szaro.



Ale nic za darmo, nie wszystko na raz.

Więc lepiej, że oni i my, niż gdybyśmy tylko my.

Teraz wystarczy - słowa to tylko słowa. Teraz pety,

psie kudły, psi smród. Oślepia nas ten z naprzeciwka.