Opisanie wieczoru poetyckiego w pewnym banku (na północy kraju)
Dodane przez Janusz Gierucki dnia 23.03.2016 19:39
W pozłacanych złotolem salach
wśród fanaberii przypadkowych mebli
przemykałem się czasem
wykradzionym od żony
aby posłuchać bankowej poezji.
Pośród cyfr, tabel i sprawozdań
w potopie nudnych statystyk
bankowych zdarzeń
stawał się czasem mały cud
konfiguracji wrażeń
z prostych, banalnych słów.

Owszem, była także i wódka w bufecie
katalizator naszych niemytych dusz
bastion naszej natchnionej obrony
przed kontratakiem cyfr!
W powietrzu frunęły  wiec dziwożony
a małe dziewczynki cwałowały
wśród bajek wróżb.
A Gałczyński  
(który ma u mnie  zawsze wygodną kanapę)
wiódł swój korowód Muz.

Czasem wpadał do nas Jurek G.
znakomity poeta (1/2 litra ciągnął na ex)
wyjmował notatnik i zapadała cisza
bo wkraczał - seks.

A później mogło być już tylko miło..

Ze snu budził mnie dywanu chłód.
Milczałem.
Bo cóż poeta  poecie 
może powiedzieć rano?
Róże powie - na głowę włóż?!

Tako też mawiał 
dyrektor banku pewien
mój przelotny przyjaciel
nadgorliwy poeta i wierszcz.
Który strofami żył
po wódce nabierał sił
bo w tym życiu nie miał już nic
do stracenia.

Po wielokroć w tym banku
dopadał nas poranka brzask
lecz Poeta Dyrektor
wkrótce zniknął i zgasł.

A ja..
kredytu nie dostałem.