Wolfgang gra, a Mateusz...
Dodane przez koma17 dnia 08.02.2016 09:30
Przebiśniegom niewiele potrzeba, kilku wróbli
rozćwierkanych w żywopłocie, ciepłego wiatru
i już kwitną niezrażone przymrozkami.
Wolfgang, lat dziewięćdziesiąt pięć, po wylewie, trzyma się
prosto. Każdego dnia porcja lektury przez czytnik
powiększający litery, oczy łzawią. Na biurku fotografia chłopca.
Mateusz, wczoraj niepewne, samodzielne kroki,
dzisiaj pierwsze urodziny. Ciekawość świata kończy się
nieodmiennie wkładaniem wszystkiego do buzi.
Wolfgang ćwiczył godzinami na ustnej harmonijce,
teraz gra. Telefon z zestawem głośnomówiącym nie zakłóca
czystości przekazu. Mateusz podskakuje rozbawiony.
Dzieli ich podobno tylko tysiąc kilometrów.
Stoję pomiędzy jak słup telegraficzny oplątany drutami
z ciężkim Gott mit uns krępującym myśli.
Obok na półce Pięć lat kacetu, Winnetou i Trylogia
czekają, aż wnuczek polskiej opiekunki emerytowanego
niemieckiego żołnierza nauczy się czytać.
Milknie melodia. Cichnące dźwięki harmonijki
zahaczają o seledyn przebiśniegów w rączce dziecka.