G. Byron / A. Błok / PaNZeT - " Lines Written Beneath An Elm In
Dodane przez PaNZeT dnia 06.01.2016 11:01
G. Byron / A. Błok / PaNZeT - " Lines Written Beneath An Elm In The Churchyard Of Harrow On The Hill"
Spot of my youth! whose hoary branches sigh,
Swept by the breeze that fans thy cloudless sky;
Where now alone I muse, who oft have trod,
With those I loved, thy soft and verdant sod;
With those who, scattered far, perchance deplore,
Like me, the happy scenes they knew before:
Oh! as I trace again thy winding hill,
Mine eyes admire, my heart adores thee still,
Thou drooping Elm! beneath whose boughs I lay,
And frequent mused the twilight hours away;
Where, as they once were wont, my limbs recline,
But ah! without the thoughts which then were mine.
How do thy branches, moaning to the blast,
Invite the bosom to recall the past,
And seem to whisper, as the gently swell,
'Take, while thou canst, a lingering, last farewell!'
When fate shall chill, at length, this fevered breast,
And calm its cares and passions into rest,
Oft have I thought, 'twould soothe my dying hour,r12;
If aught may soothe when life resigns her power,r12;
To know some humbler grave, some narrow cell,
Would hide my bosom where it loved to dwell.
With this fond dream, methinks, 'twere sweet to dier12;
And here it lingered, here my heart might lie;
Here might I sleep, where all my hopes arose,
Scene of my youth, and couch of my repose;
For ever stretched beneath this mantling shade,
Pressed by the turf where once my childhood played;
Wrapped by the soil that veils the spot I loved,
Mixed with the earth o'er which my footsteps moved;
Blest by the tongues that charmed my youthful ear,
Mourned by the few my soul acknowledged here;
Deplored by those in early days allied,
And unremembered by the world beside.
================================================
Miejsce gdziem wzrósł! wśród westchnień konarów omszałych,
Gdzie wiatr zamiata niebo z kłębów ociężałych;
Samotnie, lecz jak z tymi, których pokochałem
Kroczę, gdzie natchnień szukać w traw zieleni chciałem;
Z tymi, którzy daleko - opłakują może,
Jak ja - szczęśliwe chwile, wspominają wzgórza:
Oh! i tak jak u mnie - ożywa we wspomnieniach,
Ten obraz w oczach, w sercach pełnych uwielbienia.
Zgarbiony wiązie! pod twym konarem wiszącym,
Rozpamiętuję często czas przemijajacy;
Gdzie, jakby od niechcenia moje członki leżą,
Lecz ach! nie ma tu marzeń, co do mnie należą.
Wiatr w twych ramionach szumi, kiedy je ugina,
Jakby je chciał zaprosić, by przeszłość wspominać;
Jego szept brzmi tak czule, niczym zaklinanie,
"Zakończ to, czas ostatnie zmówić pożegnanie!"
Gdy ten niepokój w piersiach los w końcu ukoi,
Kiedy troski przeminą, pasje uspokoją,
Często o tym myślałem - niech śmierć na mnie spłynie, -
Bo któż mi da wytchnienie - cóż - ona jedynie, -
Pozwoli zaznać grobu, w jego ciasnej niszy,
Skryje pierś, co kochanym domem jest dla duszy.
Słodko spocząć - tak mniemam - będzie sercu memu -
Gdy zaśnie po wiek wieków w ukochanej ziemi;
Tu mogę zasnąć, gdzie moje nadzieje rosły,
Gdzie scena mej młodości, jak katafalk wzniosły;
Na zawsze legnąć pragnę, okryty tym cieniem,
Który się na dzieciństwie odcisnął znamieniem.
Owity jak welonem, ziemią którą kocham,
Zmieszać pragnę na zawsze jej proch z moim prochem;
Blogosławiona mowa, co młodzieńcze uszy,
Uczyła jak zrozumieć muzykę mej duszy.
Wzgardzonej przez tych wszystkich, za młodu kochanych,
I przez obcy świat wokół, niezapamiętanej.
==============================================
Stroki, napisannyye pod vyazom na kladbishche v Garrou
Mesta rodimyye! Zdes' vetvi vzdokhov polny,
S bezoblachnykh nebes struyatsya vetra volny:
YA myslyu, odinok, o tom, kak zdes' brodil
Po dernu svezhemu ya s tem, kogo lyubil,
I s temi, kto seychas, kak ya, - za siney dal'yu, -
Byt' mozhet, vspominal proshedsheye s pechal'yu:
O, tol'ko b videt' vas, izviliny kholmov!
Lyubit' bezmerno vas ya vse yeshche gotov;
Plakuchiy vyaz! Lozhas' pod tvoy shater ukromnyy,
YA chasto razmyshlyal v chas sumerechno-skromnyy:
Po staroy pamyati sklonyayus' pod toboy,
No, akh! uzhe mechty byvaloy net so mnoy;
I vetvi, prostonav pod vetrom - pred nenast'yem, -
Zovut menya vzdokhnut' nad otsnyavshim schast'yem,
I shepchut, mnitsya mne, drozhashchiye listy:
"Pomedli, otdokhni, prosti, moy drug, i ty!"
No okhladit sud'ba dushi moyey volnen'ye,
Zabotam i strastyam poshlet uspokoyen'ye,
Tak chasto dumal ya, - pust' blizkiy smertnyy chas
Sud'ba mne usladit, kogda ogon' pogas;
I v kel'yu tesnuyu, il' v uzkuyu mogilu -
Khochu ya serdtse skryt', chto medlit' zdes' lyubilo;
S mechtoyu strastnoy mne otradno umirat',
V izlyublennykh mestakh mne sladko pochivat';
Usnut' naveki tam, gde vse mechty kipeli,
Na vechnyy otdykh lech' u detskoy kolybeli;
Naveki otdokhnut' pod pologom vetvey,
Pod dernom, gde, rezvyas', vstavalo utro dney;
Okutat'sya zemley na rodine mne miloy,
Smeshat'sya s neyu tam, gde grust' moya brodila;
I pust' blagoslovyat - znakomyye listy,
Pust' plachut nado mnoy - druz'ya moyey mechty;
O, tol'ko te, kto byl mne dorog v dni bylyye, -
I pust' menya vovek ne vspomnyat ostal'nyye.
===============================
Miejsca moje najdroższe! Gdzie konary w żalu,
A z bezchmurnego nieba wiatru płyną fale:
Rozpamiętuję dzisiaj, gdzie spacerowałem
Po murawie świeżej z tym, kogo kochałem.
I z tymi, którzy teraz, jak ja - w sinej dali, -
Być może mnie i przeszłość z bólem wspominali:
Gdyby znów was ujrzeć, pagórków korale!
Kochać was bez miary gotów jestem stale:
Wiązie płaczku! W zaciszu twoim się układam,
I w przedwieczornej porze myśli swoje składam:
Jak stary znajomy słuchasz moich zwierzeń,
Lecz, ach! nie ma ze mną dobrze znanych marzeń;
A jęczące w szarudze konary z korony, -
Radzą mi, bym nad szczęściem wzdychał utraconym,
Zdaje się, że słyszę - szept w listowia drżeniu,
rZaniechaj, odpocznij, żegnaj przyjacielu !r1;
Jednak los może stłumić duszy niepokoje,
Zmartwieniami i bólem namiętność ukoić,
Myślałem już nie raz - niech przyjdzie czas śmierci,
Niech spełni się los mój, gdy ogień zgasł w sercu;
W ciasnej klasztornej celi, lub w głębi mogiły -
Miejsca dosyć dla serca, co już nie ma siły,
A śmierć z namiętności, to chwila szczęśliwa,
Gdy w kochanych stronach przyjdzie mu spoczywać;
Zasnąć na wieki w miejscu, gdzie marzyłeś dzieckiem,
Tam twój wieczny spoczynek, gdzieś bujał w kolebce;
I na wieczność spocząć pod listną firaną,
Pod trawą, gdzie rześki brodziłeś co rano;
W tej ojczyźnie chcę sczeznąć, którą tak kochałem,
Zmieszać się z nią na zawsze, stać się jednym ciałem;
Niech mnie błogosławią - liście z drzew przyjaciół,
Świadkowie mych marzeń - niech nade mną płaczą;
Niechaj ci tylko, których kochałem jak bliskich
Nie zapomną mnie kiedyś, tak jak inni wszyscy.