A. Błok - "Wersy pisane pod wiązem na cmentarzu w Harrow"
Dodane przez PaNZeT dnia 29.12.2015 09:57
Stroki, napisannyye pod vyazom na kladbishche v Garrou
Mesta rodimyye! Zdes' vetvi vzdokhov polny,
S bezoblachnykh nebes struyatsya vetra volny:
YA myslyu, odinok, o tom, kak zdes' brodil
Po dernu svezhemu ya s tem, kogo lyubil,
I s temi, kto seychas, kak ya, - za siney dal'yu, -
Byt' mozhet, vspominal proshedsheye s pechal'yu:
O, tol'ko b videt' vas, izviliny kholmov!
Lyubit' bezmerno vas ya vse yeshche gotov;
Plakuchiy vyaz! Lozhas' pod tvoy shater ukromnyy,
YA chasto razmyshlyal v chas sumerechno-skromnyy:
Po staroy pamyati sklonyayus' pod toboy,
No, akh! uzhe mechty byvaloy net so mnoy;
I vetvi, prostonav pod vetrom - pred nenast'yem, -
Zovut menya vzdokhnut' nad otsnyavshim schast'yem,
I shepchut, mnitsya mne, drozhashchiye listy:
"Pomedli, otdokhni, prosti, moy drug, i ty!"
No okhladit sud'ba dushi moyey volnen'ye,
Zabotam i strastyam poshlet uspokoyen'ye,
Tak chasto dumal ya, - pust' blizkiy smertnyy chas
Sud'ba mne usladit, kogda ogon' pogas;
I v kel'yu tesnuyu, il' v uzkuyu mogilu -
Khochu ya serdtse skryt', chto medlit' zdes' lyubilo;
S mechtoyu strastnoy mne otradno umirat',
V izlyublennykh mestakh mne sladko pochivat';
Usnut' naveki tam, gde vse mechty kipeli,
Na vechnyy otdykh lech' u detskoy kolybeli;
Naveki otdokhnut' pod pologom vetvey,
Pod dernom, gde, rezvyas', vstavalo utro dney;
Okutat'sya zemley na rodine mne miloy,
Smeshat'sya s neyu tam, gde grust' moya brodila;
I pust' blagoslovyat - znakomyye listy,
Pust' plachut nado mnoy - druz'ya moyey mechty;
O, tol'ko te, kto byl mne dorog v dni bylyye, -
I pust' menya vovek ne vspomnyat ostal'nyye.
============================================
Wersy pisane pod wiązem na cmentarzu w Harrow
Miejsca moje najdroższe! Gdzie konary w żalu,
A z bezchmurnego nieba wiatru płyną fale:
Rozpamiętuję dzisiaj, gdzie spacerowałem
Po murawie świeżej z tym, kogo kochałem.
I z tymi, którzy teraz, jak ja - w sinej dali, -
Być może mnie i przeszłość z bólem wspominali:
Gdyby znów was ujrzeć, pagórków korale!
Kochać was bez miary gotów jestem stale:
Wiązie płaczku! W zaciszu twoim się układam,
I w przedwieczornej porze myśli swoje składam:
Jak stary znajomy słuchasz moich zwierzeń,
Lecz, ach! nie ma ze mną dobrze znanych marzeń;
A jęczące w szarudze konary z korony, -
Radzą mi, bym nad szczęściem wzdychał utraconym,
Zdaje się, że słyszę - szept w listowia drżeniu,
rZaniechaj, odpocznij, wybacz przyjacielu;
Jednak los może stłumić duszy niepokoje,
Zmartwieniami i bólem namiętność ukoić,
Myślałem już nie raz - niech przyjdzie czas śmierci,
Niech spełni się los mój, gdy ogień zgasł w sercu;
W ciasnej klasztornej celi, lub w głębi mogiły -
Miejsca dosyć dla serca, co już nie ma siły,
A śmierć z namiętności, to chwila szczęśliwa,
Gdy w kochanych stronach przyjdzie mu spoczywać;
Zasnąć na wieki w miejscu, gdzie marzyłeś dzieckiem,
Tam twój wieczny spoczynek, gdzieś bujał w kolebce;
I na wieczność spocząć pod listną firaną,
Pod trawą, gdzie rześki brodziłeś co rano;
W tej ojczyźnie chcę sczeznąć, którą tak kochałem,
Zmieszać się z nią na zawsze, stać się jednym ciałem;
Niech mnie błogosławią - liście z drzew przyjaciół,
Świadkowie mych marzeń - niech nade mną płaczą;
Niechaj ci tylko, których kochałem jak bliskich
Nie zapomną mnie kiedyś, tak jak innych wszystkich.