W cyklu
Dodane przez raindrops dnia 27.12.2015 13:47
O brzasku ulegamy atrofii. Zrazu ubywa połączeń
między dźwiękiem a obrazem; ubywa też snów, które cichym dryftem
pokonały polski niż: wody rzeczne, podziemne i płodowe.

Ponownie uczymy się istnieć; bez punktów odniesienia,
głośniej wkraczamy w czas postny, a ciszej w świąteczny
i tłumimy echa rozmów rozesłanych po płaskowyżu ciała

(w strachu, że niebo spadnie nam kiedyś na głowy,
a półmrok przeistoczy się w smętną, bezbarwną materię miasta).

Miasto zaś krzewi się wzwyż: przy cmentarzach topole
kiełkują z białego puchu i niepamięci, a domostwa zalegają zbyt płytko.
Tam, głęboko pod ziemią, istnieje cała plątanina przejść

prowadzących do kamiennych nadproży i piersi matek,
wilgoci drew i ognia gromnicznego. Wzniecam go i dławię
co noc, która zawsze jest rześka, majowa, skończona.