Quo vadis cz. III (MARIA MAGDALENA)
Dodane przez PaNZeT dnia 27.10.2015 23:11
Czego ci brakowało? Czemuś to uczynił?
Czy cię nie ostrzegałam? Czyż cię nie prosiłam,
abyś nie kusił losu, kiedy do świątyni
szedłeś zbawienie wieszczyć? Jakże oschły byłeś...
Zaniechaj mnie niewiasto - czy wiedziałeś wtedy
coś, do czego niegodnam zostać dopuszczona?
Ty i stado tych osłów - apostołów biedy,
cuchnących parweniuszy... Bękartów Syjonu,
którym szaty sprawiłam i nowe sandały,
których karmić, ukrywać i poić kazałeś.
Dwunastu darmozjadów! To ty - mój kochany
- byłeś dla mnie nadzieją. Czy się domyślałeś,
co jest celem niemłodej, samotnej kobiety?
Pragnęłam rodzić dzieci! A w domu z ogrodem
było miejsce dla ciebie... Nie dla tej czeredy!
Teraz w sercu mam pustkę, ale tu pod spodem
owoc twego żywota raźno już poczyna
kopać; jakby do Rzymu iść chciał, albo pobiec.
Nie zdążyłam z tym darem... Lecz, gdy zrodzę syna...
Nazwę go Jeszua Józef, bo choć pogrobowiec
winien szczep swój wywodzić z gałęzi Dawida.
Ja nie jestem naiwna, tak jak ty - mój miły.
Wiem, że prędzej czy później - tam się wszystko wyda;
dlatego wyjechałam, a wiatry sprawiły,
żem bezpiecznie dotarła do wybrzeża Galii.
Dopełniłam też zemsty - dzisiaj twoich szczątków
próżno szukać w tym miejscu, gdzie cię pochowali.
Dom sprzedałam. Z tej kwoty nieco - dla porządku
- odesłałam kapłanom... Judy honorarium...
Słyszałam już pogłoski o twym zmartwychwstaniu
i o tym, że cię czczą tam w tajnych sanktuariach.
Cóż - niemały mam udział w tych plotek powstaniu.
To dla zatarcia śladów... i by zakpić z twoich
niewydarzonych uczniów - głupców nad głupcami.
Ja już jestem bezpieczna... A o nich nie stoję.
To ciekawe, czy będą o nas pamiętali.