Wspomnienia z wyprawy na Madagaskar ( 3 )
Dodane przez Roman Rzucidło dnia 13.10.2015 19:26
Poemat - część trzecia


V

Dni w pełni morza.

Kurs jest trzymany. Jednak załoga wiotczeje z dnia
na dzień i niewiele już pozostało z
dumy, jaka witała mnie wśród nich
kiedym uchodził na ich ląd porzucając
zamieszkanie w krainach zamętu.

Siedzę w narożu z rękoma owiniętymi w
brudny, czerwony szalik. Przestali się już mną zajmować.
I tak oto najoczywistsza obojętność
każe mi zagrzebywać się w śniegu
możliwych wydarzeń zalegającym aż po
szczyt pojemnik mojego mózgu.
Nie przerwie jej już ani odruch sumienia
nakazujący się do czegoś przysłużyć,
ani okrzyki zdziwionych załogantów śledzących
jakieś kolejne niesamowite zjawisko
na morskich wodach. Ja nie muszę
oglądać tych skrzydlatych łodzi, ani
zwijających się potworów. Wszystko, co
sam noszę w sobie, za każdą niesamowitość
mi wystarcza.


VI

Dokąd właściwie płyniemy.

Nie można już mieć pewności czy jeszcze
udaje się nam utrzymywać dobry kierunek.
Czas zaczął się przejaskrawiać i wszędzie
pojawiają się wątpliwości. W każdym razie żeglarzy
ogarnia zniechęcenie i widzę niepewność
w oczach tego, którego dotąd
miałem za dowódcę.

Cokolwiek stać by się nie miało, bez emocji czekam
na rozwiązanie. Jeżeli gdzieś tam, za innym morzem
są czarni czarownicy i dziewczyny o szyjach
opiętych w stalowe obręcze, dla mnie przestało
posiadać to znaczenie. Ciekawość jest bowiem
pierwszą z instancji, do której można się odwołać.
Ale nim to uczynimy, już zjawiają się kolejni sędziowie
w schludnych perukach, z kołatką w dłoniach,
której sami nie potrafią uciszyć.

I jeśli nawet istniejesz ojczyzno lemura,
leniwy lądzie zabłąkania, cóż mi po tobie
skoro i tak mam swoją udręczoną mądrość,
która zawsze ukazywać mi będzie podróż
przez kolejne horyzonty zaniedbania.

Albowiem wszystko co jest możliwe
musi zaistnieć. Porzucając tedy własną niemoc
jak płaszcz rozdarty na mglistej drodze
przewiduję tysiące nowych rozgałęzień,
domyślam się niecodziennych przebiegów,
ustalam odmienne wersje.

Dla siebie pragnąc tylko szarej przystani,
doskonale poza nimi.