Quo vadis - cz. IV (PIŁAT)
Dodane przez PaNZeT dnia 16.09.2015 17:42
Co mogło powodować tym dziwnym człowiekiem?
Głupota? Lecz gdzież ona? Czy uparta wiara
w to, o czym mi mówiono... Mienią go prorokiem,
inni skarżą o spisek i drwiny z Cezara.
Wiem, że prowokatorzy - szpiedzy Sanhedrynu
nie przebierają w środkach, aby dopiąć swego.
Gdy im wskazać człowieka, udowodnią winę;
choćby był niczym kielich z kryształu górskiego.
Winy w nim nie znalazłem... Budził raczej litość.
Nie... Nie litość... To było... Jakby w sercu igła,
poruszona zbliżeniem magnesu z ferrytu.
To mnie onieśmielało... A mego mastiffa
uspokoił spojrzeniem, gdy ten go osaczał.
Nigdym dotąd nie widział, by me wierne psisko
czuło respekt przed obcym... Jak ja... Nie inaczej.
Leżąc, lizał mu stopy... Godne pośmiewiska ...
Aż Decurion żołnierzy musiał skarcić batem,
kiedy śmiać się zaczęli na to amicitia.
Potem znów, gdy podsądny użył słowa frater,
kiedy zwrócił się do mnie, lecz wzbroniłem bicia.
Już był mocno obity, lecz żadnego lęku
widać po nim nie było. Tylko grymas bólu,
kiedy jeden z eskorty wykręcił mu rękę,
gdym go spytał, czy prawda, że się mieni królem.
Odrzekł, że prawił ludziom o niebieskim ojcu.
Zaliś jest jego synem? Tak jak ty - mój bracie.
W niebie jego królestwo, które nie ma końca.
Powiadam wam - zaprawdę - wkrótce go poznacie.
Słowa te - tak zuchwałe - do dziś słyszę w głowie,
niczym w snach krzyk żołnierzy konających w boju.
Dręczy mnie hemicrania - męka, co połowę
czaszki pali jak ogień, lecz chwile spokoju
przychodzą teraz same - razem z jego głosem,
kiedy mówi o ojcu, który jest w niebiesiech.
Jego los splótł się dziwnie z moim własnym... Czasem
nie wiem, czy znów z nim mówię, czy tylko... Zdaje się?
Zaliś był bożym synem - Jeszuo Ha-Nocri?
Ty sprawiłeś, że Banga przestał bać się burzy?
Czyś mnie także naznaczył? Gdyś mi zajrzał w oczy...
Chciałeś tego wyroku?! Niebo znów się chmurzy
tak jak wtedy, w dniu kaźni... Obmywałem ręce
na znak, żem nie zawinił; że hańbą kapłani
swoje dłonie splamili... Ale czułem jeszcze,
jakby on mnie zniewolił swoimi czarami...
=================================
Tyberiuszu Auguście - Ave Imperator!
List ten piszę, by zdać Ci zawczasu relację,
nim mnie Kajfasz uprzedzi - podły prowokator,
który fałsz w krąg rozsiewa. Oto sytuacja:
Kazałem ukrzyżować wbrew mej własnej woli,
lecz poddając się ściśle ich tutejszym prawom,
człeka tak niewinnego jak dziecko, co szkoły
jeszcze nie rozpoczęło i mówi dość słabo.
Ten nieszczęśnik był nikim - zwykły uzdrowiciel,
jakich pełno w tym mieście i w całej Judei.
Gdyby dzisiaj ich pojmać, to jutro o świcie
Żydzi by na histerię umierać zaczęli
- plagę tutaj powszechną; prostacka natura
sprawia, że w każdym głupstwie widzą rękę boga.
Co obyczaj, to przesąd, lub zabobon który
nie ulega przed wiedzą i budzi w nich trwogę.
Jedni w owym człowieku widzieli proroka,
inni - świadczą o cudach, rzekomo za sprawą
jego boskich rodziców - jeszcze inni - wroga,
który wiele uczynił, by boga obrazić.
Lekarz albo wróżbita, lecz jego wieszczenie
mogło studzić nastroje, często niespokojne.
Żydzi wiecznie się burzą, a on był wcieleniem
pokornego baranka, ci się brzydzi wojną.
Z tego, co mi wiadomo - on publicznie głosił,
że zbawienie ważniejsze, niż życie doczesne.
Uczył ich, by żyć skromnie i się nie wynosić
ponad władzę na ziemi. Ufał w życie wieczne,
które im obiecywał. Lecz się im naraził,
bo - w mniemaniu kapłanów - obrażał ich boga.
Cóż - być może tak było... Ale nie znieważył
nigdy władzy Cezara! To kłamstwo tych pogan!
Gdy list Kajfa otrzymasz - proszę Cię Cezarze
- nie daj wiary szachrajstwom tego arcyłotra.
Nawet Herod - jak wszawa dziwka w lupanarze
- słucha go, jak niewolnik ich bluźnierczych doktryn.
Tyle chciałem Ci donieść. Za spokój w Judei
swym honorem zaręczam i głowę położę.
Niechaj Twoja pomyślność - In Nomine Dei
- trwa na wieki. Bądź zdrowy, mój Imperatorze.
Czas na sen... Choć tu, Banga... Moja wierna psino.
Będzie burza... Pamiętasz? Czujesz jego zapach
na gwoździu z krwią zaschniętą? Tylko moja wina
nie wysycha tak łatwo, jak ta łza na szatach...