Kiedy ustają wary...
Dodane przez abirecka dnia 13.07.2015 20:07
Glosa do wiersza Piotra Paschke pt. "Skrawek matrycy"
Prawdą iż przesyt w rutynę się zamienia
nudną nienawistnie bo nawet najgorętsza
namiętność wymęczy niczym kanikuła
skwarnym uściskiem i suchym pocałunkiem
powlekając oczy niebiańskim odblaskiem jak
niebieską bywa emalia swojskich miraży
nienajgłębszych uczuć pod miłosny wieczór
wciąż upalny kiedy drażnią terkoczące
pasikoniki ale pieści chłodny dotyk wody
i mydło zielnym zapachem cytrynowej trawy
*
Piotr Paschke: Skrawek matrycy
(druk: PubliXo.pl - za zgodą Autora przekopiowano)
Miałem kiedyś takie słońce w łóżku -
ciężko stąpało po pierzynie,
zdyszane od gorąca.
Wyprowadziłem je na szczyt nienawiści,
gdzie stopy nagiej kobiety nie sięgają zenitu,
znają jedynie biel prześcieradła.
Monotonne skrawanie -
samotna wypowiedź z wnętrza
jeszcze umie grzać bezpańskie psy, trzymać się pierzyny,
mordować pod włos kobietę; znam jej gorycz,
"kocham cię"
i coraz więcej do płukania gardła.
Wyciskam w takie "kocham" moje ciało jak cierpką cytrynę,
rozważniej przedzieram się po łóżku,
moja kręta mądrość nienawidzi tej kobiety coraz bardziej -
mężczyzna po fakcie (niczym bezpański pies)
wciska sobie w dłoń szklankę wódki,
swój skrót dla trajektorii ucieczki.
Jednej nocy "poezja życia" zarzygana na śmierć
On
po