błogosławiony upadek
Dodane przez Roman Rzucidło dnia 13.05.2015 19:13
epileptyczka młoda kobieta w czerwonej kurtce
rozkłada się w przypadkowym miejscu nieokiełznane
uderzenia ramion trafiają w listopadowe błoto tuż obok dworzec
obojętność przechodniów sygnał karetki a do mojej pamięci
przywarł jeszcze tylko widok brunatnych plam na czerwonym
ubraniu czerń i czerwień jakaś dziwna odmiana kontrastu
nieuchwytna na płótnach

pamiętam też kiedyś upadłem druga klasa liceum wychodziliśmy
z kina lecz już w drzwiach poczułem duszność nagle rzadki fiolet
napłynął mi do oczu z chlupotem serca zwaliłem się na ziemię
patrząc na nerwowe drgawki mojej prawej nogi znajomi przechodzili
rozbawieni przypisując to zdarzenie mojej ogólnie znanej skłonności do wygłupów
(dlaczego inni myślą że udajemy wtedy gdy jesteśmy najprawdziwsi)

i dopiero teraz dostrzegam zamaskowane znaczenie nawrotów
z nagła przecinających codzienność by zdjąć z nas powszedni
kostium dopasowania lecz nie po to by "z gęby w inną gębę"
bo to są chwile kiedy odpadają wszystkie gęby jak gdyby
zdzierać maski postaciom zanurzonym w przebrzmiewającym balu

nastaje czas odsłonięcia
kruchości gestów
jedynie prawdomównej bezbronności

i to jest ta ostateczna słabość która nigdy nie umiera
a jedynie cofa się w głąb i tam pozostaje by kiedyś niechybnie wrócić
roztrzaskać dobrze upacykowany krajobraz przyzwyczajeń
błogosławiona słabość która sprawia że
nie upiększa nas
żadna fałszywa siła