Oni
Dodane przez ellena dnia 09.07.2007 12:20
Ellos son (oni są)

Zimni jak ryby, jak rtęć
(Cortazar)

Właśnie dlatego? Przecież w środku się palą, dym zajmuje ich ciała,
jak podbijane tereny, centymetr po centymetrze. To przez liście.
Już przy stworzeniu było ich zbyt wiele; jak wtedy zamykają,
zasłaniają wejścia do domów; nie można odcyfrować liczb,
ani czytać w ich cieniu. Jeszcze zanim pochłoną całe światło, nie zostanie
nic do zrobienia. Staną przed sobą i tym razem się ominą.




Ona (ella)

gdyby pomyśleć, mogłaby się bać

Dzikie bestie krążące w powietrzu, wszystko lepsze od ciemnych,
gęstych wieczorów. Duszno, otwiera się okna, okiennice, uda,
w takiej, czy innej kolejności, i czeka. Chciałaby uciec, ale przeraża ją
ilość przygotowań, pakowanie ubrań, obmyślanie trasy. Wolałaby

już i teraz,

właściwie natychmiast. Niech ją coś udusi albo połknie, nieważne.
Niech będzie mroczne i pośpieszne, niech przyjdzie. Jakieś żyłki,
patyki? Coś się wplątuje we włosy jak nitki babiego lata, jak lepka pajęczyna;
niemal czuje odnóża, ruchy w cieniu. Jedne za drugimi wychodzą

stamtąd,

wyciągają macki w jej stronę. Odwraca się do tego, co nieuniknione,
jak tysiące wcześniej i tysiące później. Ma się bać?




On (él )

choć nie ma w tym, ani fragmentu jego imienia

Jak wygięcie w łuk, przyciszenie. Po co mu ta dziewczynka,
no po co? Żeby go dręczyć, żeby się nie wysypiał, żeby cierpiał
na chroniczne; bo dźwięcznie brzmi; zmęczenie? Podły świat, chodzi
o kształt kuli, mógłby być ze szkła, z odległych galaktyk, wyciągałyby się

ręce, cokolwiek odpowiedniego, aby wróżyć. Chybotliwe światła.
Tak mało czasu; coraz trudniej się rozszczepiać, rozdzielać,
rodzić nowe przesądy. Nie wie, czym ją zapełnić. Więc milczy,

strąca na podłogę popielniczki, słucha tłukącej się porcelany,
przypadkiem, przypadkiem. Po drodze, w połowie spadania, myśli,
co zrobić z tą dziewczynką. Cichutko, zanim się spostrzeże,
udusić, sprzedać za ogień, podpalić? Zabrać, zakopać,
nie oddać nikomu?