Wstęp do poezji mojej
Dodane przez jacek dyć dnia 28.11.2014 15:43
Dla zmysłów


Na peryferiach miasta w ulicę Turystyczną wszedłem, tam olbrzymi obóz zagłady zwierząt był usytuowany. Ulica wylotową z miasta była, toteż ruch był na niej duży. W tym natłoku pojazdów transporty zesłańców dla pożywienia ludzkich bestii większość stanowiły. Właśnie nadjeżdżał ładunek ptactwa, te zoczywszy mnie chórem zakrzyknęły; człowiecze marny, za nami się wstaw, wszak my gęsi swój język mamy, chociaż nie ludzie. Jeszcze nie ochłonąłem z grozy, gdy nadjechała ciężarówka rogacizny tłuszczą wypełniona, te porykiwały zdałoby się radośnie; na wczasy jadziem i choć zieloną doliną przechadzać się bedziem i zła nie ulękniemy się choćby nas pochłonęły ciemności, bo zło w nas i z nas wyźzięło. Już z oddali posłyszałem świńską ciżbę drącą się w niebogłosy; ludzie ratujcie, niechaj okażą nam miłosierdzia odrobinę, przecie my nie Żydzi. Dlaczego więc pragną tak naszej eksterminacji? I czemuż wasi rabini, mułłowie i księża nie uświadamiają was, iż jedząc nasze ciała też jesteście winni zbrodni z naszymi katami pospołu. Jeszcze rozwrzeszczanych kur transport koło mnie przejechał; na weekend, na weekend wydzierały się, a świńskie głosy odpowiedziały im; owszem, aż głowy potracimy, tylko to nie będzie wieczne odpoczywanie, a łaźnię nam skroją z utuczonej krwi, aż wieczny spokój nie ogarnie.
I cisza martwa nastała. Bo któż zastanowić się raczy nad życiem bezbronnych, gdy w głowie mu smaki udźców, golonek, serdelków, kiełbas, udek, befsztyków i dymiących steków z kuchni. Co prawda od dawna trwa bezmyślne mordowanie i nie rozbudziły inteligencji wieki.
Jakim pięknym kwieciem się otacza oset, barwami błękitu, purpury i biskupimi lśni, a czy dobry owoc może ofiarować wam. Lecz niezwykle rzadko szanujecie drzewa, które mogą wam zadeklarować pełnowartościowe owoce.

Ale zapraszam czytelniku do poprzedniej publikacji, a przede wszystkim do jej komentarzy.