Zamiast litanii
Dodane przez Werbia Stanisławska dnia 02.08.2014 13:13
Pozwól, że dzisiaj do Ciebie napiszę. Tymczasem
tu mieszkam. I nieraz podglądam te cudze widoki:
gdziekolwiek stanę na moim globie,
tej nieforemnej piłeczce, zawsze mam nad głową
to samo niepojęte niebo. I dlatego milczę
długo, nałogowo,
potem piszę, nałogowo. Przybywa ludzi, ale nie wszędzie,
a grzechy robią się jakby lżejsze i tu u mnie, i na świecie.
I zachwycają wciąż: klucz żurawi, cienie
dzieci i gałęzie drzew, pulchny obłok, jasny grzmot.
Ale już wystarczy o mnie. Czasem myślę, co u Ciebie
słychać? Czy nadal ludziom będziesz dopisywał?
Staram się o Tobie czytać.

A na czytanie czasu ciągle mało. Nie wierzę już popularnym
teoriom, że się rośnie na wzór sąsiadów i epoki;
choć mi tak mówią, i będą mówili
nawet ci, co są wyżej ode mnie na tej kruchej drabinie
zadań i morałów. Jakoś zatrzymałam się
na naszym bałaganie, łgarstwie,
logorei, słowotoku, doskonale wymieszanym
śmiechu z rozpaczą i obmierzło mi życie
w świecie jak śmietnik na zabawki, zaufałam Ci
i zostawiałam za Tobą ślady. I teraz chodzę
z Twoim Słowem. Nie wiem, dokąd prowadzi. I może
nie chcę wiedzieć, że to krzyż.

Szkoda, że Ciebie tutaj tak mało. I gubię się przecież,
mam zwyczajne ciało, a w nim ukryty Twój skarb:
moje serce - dusza moja.
Czy rozumiem to jeszcze?
A jednak jest lektura,
co stawia mury klasztorów i narodów. Sprawia,
że zwyczajni ludzie porywają się na świętość. Może to jest powieść
z puentą, której jasny finał poznać mi pozwolisz
dopiero, gdy się nauczę i będę w stanie unieść
swoje oczy przed Twój tron? A tymczasem, proszę,
dopisuj ludziom, pamiętaj o mnie i zmiłuj się nad nami
za każdym razem, gdy o Tobie zapominamy.