bibliofilia/bibliofobia
Dodane przez Roman Rzucidło dnia 14.05.2014 03:03
(poemat prozą)



                                                        Jak każdy posiadacz biblioteki,(...)
                                                       czuł się winny, że nie zna jej do końca
                                                                                     
J.L.Borges


 Jako właściciel biblioteki liczącej kilkanaście tysięcy woluminów, wcale nie czuję się winny, że nie znam wielu jej ciemnych zakamarków. Bo to właśnie ta niewiedza pozwala mi doznawać nieskończenie wielu olśnień pośród wygiętych półek. Tam gdzie wielotomowe sagi podrzędnej fantasy graniczą z traktatami filozofów, teksty gnostyckie i buddyjskie przylegają do książek dr. Krajskiego i innych autorytetów Radia Maryja, nigdy nie wyczerpie się potencjał niespodzianek, wszelką sprzeczność zniweczy rozmach Mądrości pozwalający poznać, że wielość i jedność dążą do ostatecznego stopienia się w sobie, choćby właściciele odmiennych światopoglądów mieli ochotę się pozabijać.
 Istnieją noce nad dawnymi poematami gdy aniołowie wylewali zimne płomienie na moją głowę by uchronić mnie przed zaśnięciem. I żeglujący po galaktyce Gutenberga wzrok przemieszczał się wśród zwidów, zrywał zasłony z żółtych czaszek, mącił lustra. A potem, gdy o złowrogim świcie, niektóre woluminy zrywały się do lotu szeleszcząc skórą okładek, jak jadowite nietoperze kąsając firanki, musiałem uciekać, wyjść na ożywczy spacer, dodać tlenu oczom w coraz grubszych szkłach. Przeklinałem wtedy swoją skłonność do czytania - zabójczy, zadrukowany papier. Odpływałem w przestrzeń bez słów i liter nawet. Papier, papier. Banknoty szeleszczą tak samo jak strony wertowanej książki.