Kocham Nysę, ale tylko w przypływach czarnego humoru
Dodane przez Roman Rzucidło dnia 11.03.2014 19:34
OK., weźmy to od dupy strony. To miasto nosi
wszelkie cechy mutanta, lecz przecież jeszcze żyje.
Jakaś egzotyczna choroba wciąż miesza w krajobrazie,
przesuwa budynki, deformuje krwiobieg kanałów
i alkoholi. W piwnicach konspirują czarni magowie,
to oni wypuszczają na ulice zatrute latawce,
by rosło bezrobocie. Skargi nie dochodzą do dyrekcji,
przechwytuje je lotna brygada w czerni. I potem płoną
na stosie te kwieciste dezyderaty, perełki stylu
utytłane w kwerulanckim błocie. Od żwiraków do jeziora
melancholia, z niej są te betonowe osiedla, korki
na rondach i żółte dymy nad rzeką. Zagłada u bram stoi.
I tylko w przypływach lubię patrzeć jak dymią
zwłoki upadłych zakładów, zero wspomnień
o dawnej świetności.Tylko wtedy wierzę
w zmartwychwstanie przemysłu i magię
przeklętych poetów. Tych jakby nigdy
tu nie było.