Ballada o suchych jeziorach Australii
Dodane przez viviana dnia 12.01.2014 12:31
Jeszcze widzę jak tryska wysoko,
mgiełką kropel ucieka w obłoki.
Wieża wody odwraca mi oko,
by się w szumie stolicznym zatopić.

Lecz do Brisben odległość niemała,
muszę ruszać, więc gazu dodaję.
Motor warcząc, przystaje w opałach,
po czym zgrzyt tylko z siebie wydaje.

Z lewej - patrzę i oczom nie wierzę...
- Tam, gdzie w jezior szmaragdach błyszczących,
przeglądało się niejedno zwierzę
nie ma nic, prócz turzycy już schnącej.

Rada jechać, lecz męstwa brakuje,
z dna dochodzą mnie tarcia i zgrzyty;
- To kolczatka językiem wachluje,
pewnie łapie na obiad termity?

Moment stoję, waham się czy jechać;
Oko, głąb mierzy z krańca po kraniec.
A może lepiej wezwać tu księdza,
czy nie rządzi tutaj czart bezkarnie?

Duch pochwycił mnie w porę zuchwały;
- To, co wątłe, pęknąć kiedyś musi!
Nie ma w świecie bestii, ni poczwary
co ciekawość jest w stanie mą skruszyć.

A więc jadę, strach przy mnie się czai.
W dali słychać coraz większe szumy;
- To wielkouch króliczy przebiera uszami,
by gorączkę z siebie upuścić!

I znów wścibstwo w otchłanie mnie spycha,
w oku snują się mary ciemniejsze;
- To wombaty żerują w turzycach,
wszak noc wita się właśnie ze zmierzchem!

......................

Jadę, a gorąc w oczach wibruje,
żar prosto z nieba leci na szyby;
- Szmaragd - w indygach ziół lewituje,
które na pieprz - w upałach wyschły.