Wiersz ósmy
Dodane przez Jędrzej Kuzyn dnia 10.01.2014 20:09
Tak krok po kroku wracam do miejsc,
w których byłem raz ogniem,
ja nagłe odpowiedzi,
to znów wodą, ja zbyt szybkie pytania,
gasząc i rozpalając kamień. Popiół
mieszając z żużlem. W mgle rozmywałem kontury
i każda decyzja była rozwiązaniem spóźnionym.
Ptaki stawały na ziemi i unosiły pięści
w zaciśniętych skrzydłach. To wszystko byłem ja
i gdzieś ty wciśnięta pomiędzy żywioły.
Chociaż to ty byłaś największym żywiołem.
Czekałaś aż czas nabierze wartości,
twardość pełna delikatnych leków,
w każdej chwili mogąca zniknąć,
ale trwałaś i nuciłaś pewna pieśń,
a w niej refren, że przyjdę, żeby rodzić się w tobie.
Jeszcze raz doznawać uczucia upokorzenia,
a przez to rozumieć gorycz pocałunków.
Chociaż nadawały ustom kolor malin i smak.