Wiersz trzeci
Dodane przez Jędrzej Kuzyn dnia 06.12.2013 21:34
Musi tkwić w tym przekora,
jakiś zgryz, rozcięta skóra na policzku,
skaza nad tym ciągłym,
wciąż niedokładnie zgłębionym.

Musi nad nim wisieć jakieś fatum
opium wszystko mieszające,
niedokładnie zagojonych ran,
że trzeba znak nad poziomem
i rozpadającej się na kawałki wody.

Musi to być celowe, poczynione
z jak najdokładniejszą precyzją,
zaplanowane i połączone w całość
i rzucone w wir, i zamknięte
samym sobie w kształt koła,
żeby gonić własne włosy jak ogień.

I te przeciwieństwa światła i ciemności.
Piasek i kamień, i rzeka, i pustynia,
i dobro, i zło i piosenka jak taniec,
i milczenie jak miłość, i śpiew jak miłość.
Musi to być z przekory i z głębi.
Ostatecznie z niedoskonałości doskonałej,
z gwiazdy ciemnej
zgasłej pod powiekami mrówki.

Musi się to odnawiać,
nie zawsze ku zrozumieniu,
powtarzalne tak samo w głupocie
jak we wszystkim innym co ponad
nią jest.