Książę na Białym Koniu i ja
Dodane przez Margita dnia 11.11.2013 19:08
Był upał. Wracałam z zakupów
Zła, potargana, spragniona...
Gdy nagle w moim ogródku
Ślicznego ujrzałam konia.
Stał uwiązany przy płocie,
Bielutki jak z bajki Śnieżka
- chociaż kopyta miał w błocie -
Lecz nigdzie nie było jeźdźca.
Czy Książę na Białym Koniu,
Który wciąż szuka żony,
Przyjechał wreszcie do mnie?
Musi być bardzo zmęczony...
Pod gruszą , na hamaku,
Znalazłam swojego Księcia.
Zlustrował mnie z góry na dół,
Po czym rzekł: "Witaj, piękna!
Czy zajmiesz się Białym Koniem?
Bardzo cię proszę... hmm... skarbie.
A potem przyjdź tu do mnie -
Jak już się trochę ogarniesz".
W mig napoiłam konika,
Splotłam mu grzywę w warkocze
- kopyt nie myłam, bo brykał -
Lecz zamiast pędzić z powrotem
Szybciutko prysznic wzięłam,
Czując, że Książę ma rację.
Cóż... nim makijaż zaczęłam,
On wołał już o kolację.
Pobiegłam zatem do kuchni
I utonęłam w garach.
A on zaczął negocjacje,
Widząc, jak bardzo się staram,
Przyszedł za mną z orężem,
mieczem posiekał cebulę,
A gdy zaczęłam łzy ronić,
Przemówił do mnie czule:
"Nie płacz już tak, najdroższa.
Spełniły się twoje marzenia.
Dziś możesz żoną mą zostać,
Bo dość mam tego jeżdżenia!
Lecz zrób z sobą coś, niedbaluchu.
Spójrz - jam w złocistej jest zbroi,
choć upał... A ty - w fartuchu?
Damie to nie przystoi!".
"Och, Książę! Zamienię chętnie
Fartuszek na ślubną sukienkę,
Lecz... wyczyść kopyta koniowi.
Wróć, gdy będziecie gotowi".
Żachnął się na to Książę
I z dumnie wzniesioną głową
Wyszedł, zbierając swój oręż
I cedząc za słowem słowo.
"Żegnam, niewdzięczna dziewczyno.
Nie doceniłaś Księcia -
Na szczęście nie zasłużyłaś,
Lecz jednak... życzę ci szczęścia".
Odrzekłam: "Żegnaj, człowieku.
Widać nie jesteś Księciem.
Nie mówię tego na przekór,
Lecz nie wiesz, co to jest szczęście".
Gdy to usłyszał Koń Biały,
Zarżał: "Grzbietem ci służę.
Wszak tylu książąt wspaniałych
Czeka! Nie zwlekaj dłużej!
I właśnie dnia owego
Wzięłam los w swoje dłonie,
By znaleźć prawdziwego
Mężczyznę - nie księcia w koronie.