Spotkanie Ludwika Z. z "żandarmen wieszającym"
Dodane przez Ewa Włodek dnia 30.09.2013 03:43
"Chodziłem za nim długo, lecz-żem go nadybał" -
powiedział człowiek-widmo, nim zacisnął pętlę,
później ślady po sobie pozacierał skrzętnie,
był twarzą bez nazwiska - jakby nie miał życia.
Wcześniej niejeden stryczek sprawnie przysposobił
dla tych, co byli przeciw sprawie narodowej,
teraz by własną głowę stawił hazardownie
dla futra, dwu ręczników i nienowych spodni?
A ofiara? Luminarz. Wokół - tajemnica,
naukowiec i polityk, niezbyt jasna przeszłość,
zaś nad sprawą mrok, gęsty - jak cień margrabiego.
Morderstwo? Egzekucja? Nikt już nie rozwikła.
Choć w czasie procesu zabójcy Ludwika Zejsznera przez salę sądową przesunęło się wielu ludzi, którzy zetknęli się z nim bezpośrednio, nigdy nie poznano jego prawdziwej tożsamości. Nie odkryto też faktycznego motywu zabójstwa.