Faryzeusze ze swojej gehenny
Dodane przez kozienski8 dnia 17.08.2013 17:03
Zasiadaliśmy przy stole z bali, czasem we czterech, pięciu, sześciu,
by znów porzucać kamieniami, takimi ze słów.
Oczy błądziły po twardym blacie, ciosanym buku, porysowanym,
jak po jeziorze, pustej mapie, szukając miejsc, gdzie znaleźć kamień.
I co i nic, zwyczajna cisza, słowo nie rodzi się z niczego,
nikt nie potrafi go tak wskrzesić, by nie zginęło blisko brzegu.
Dopiero brzęk rzuconych monet, gdy rozwiązały się kieszenie,
był jak srebrniki judaszowe i poodsłaniał ich znaczenia.
Ktoś szedł jeziorem bosą stopą, inny wyciągał z wód Jonasza,
plac stał się polem garncarzowym i martwy buk zamienił w mapę.
Pokrzyżowały nam się słowa, ktoś jeszcze wołał - Jeruzalem.
Nadeszła noc, zabrała mowę
i zatoczyła wielki kamień.