Won, sokoły! (tryptyk)
Dodane przez Gloinnen dnia 29.05.2013 15:04
Ukraina, 2012.
Wielkie obchody. Chociaż nie wiadomo,
komu radość.
Gloria victis. Wołyńskie dzieci
śpią bezimiennie, ukorzenione na zawsze
w pełnej zmarszczek ziemi.
Zmarznięte kikuty zdziczałych zbóż
powtarzają, trzeszcząc pod stopami,
rezuńskie kołysanki.
Wianuszki z kilkuletnich trupków
przybite do lipowych pni; świąteczne
dekoracje.
Ścieżki wiją się wśród zasp
po kolana w lechickiej krwi.
Lwów. Podczas jubileuszowych
uroczystości, ponownie odsłonięto
pomnik Stepana Bandery
na cokole z niemowlęcych czaszek
przebitych gwoździami.
Bohaterów się pamięta.
Niemcy, 2013.
Wojna, to nie my. Jesteśmy
młodzi, piękni, zapatrzeni w ideały. Jesteśmy
przyjaciółmi.
Z kadru na kadr trzeba coraz bardziej pokochać
Charlotte, Wilhelma, Gretę, Friedhelma.
Szlachetność przypadkowo opublikowana
w niewłaściwym miejscu i czasie, robi pozytywne
wrażenie.
Summa summarum, nasze matki i nasi ojcowie
okazali się dobrymi ludźmi.
Antysemityzm? Podobno szerzy się gdzieś
tam, wśród wschodniej dziczy.
To prawda znana od dawna, że w Polsce
lęgnie się swołocz.
Coś musiało być niewątpliwie na rzeczy,
nawet jeśli Fuehrer nie miał do końca racji.
Tutaj życie toczy się wszakże
czysto, ekologicznie,
czasem z łezką w oku.
Bohaterów się wymyśla.
Polska, codziennie.
Historia jak szpiczak mnogi
z przerzutami do mediów i do sieci
straszy zmasakrowaną gębą
na obskurnym
placu zabaw.
Dręczy niepoprawnością pamiątkowych tabliczek,
dziadowskich opowiadań, orderów, które
jeszcze nikogo nie nasyciły.
Klechy i oszołomy przynoszą nam jedynie wstyd
ze swoimi gusłami
albo z błyskiem szabelek.
Fotografie przecież już nie ożyją,
a ekshumacje oraz procesy pochłaniają i tak
zbyt dużo publicznej kasy.
Kości Wyklętych stanęły w gardle.
Najlepiej, żeby ich wcale nie było.
Gadka o honorze, Bogu, ojczyźnie
to pic na wodę, żałosna zakąska pod pół litra
na kombatanckim wieczorku.
Potrafimy skutecznie
odbrązowić każde świadectwo.
Bohaterów się skreśla.