Krótkie podróże
Dodane przez ElminCrudo dnia 07.09.2012 12:55
Zwiedzanie
Złudzenia o przetrwaniu są męczącą utopią, próbami przemykania.
Ludzie skupiają się na zachowaniu. Stosują impregnaty i wypełniacze.
Zawzięcie likwidują patyny, toczą batalie o odświeżanie za każdą cenę.
Pod płatami złota bakterie i pleśń, miazgowce i kołatki. Niepożądane.
Zginą przed wyświadczeniem posługi. Misterne ramy i stare płótna
pobędą o wiek dłużej. Zawrotne sumy ożywiły polichromie. Wnuczęta
zobaczą czym nasycał się zmierzch. Przeszłość wylała ornamentami.
Ołtarz obstawiony kutymi postaciami, ze sklepienia uderza przepych.
Prawdziwe zmartwychwstanie dzieł ojców i synów, rzemieślników.
Krągłe anioły nie patrzą mi w oczy. I dobrze, nie czuję się na dialog.
Pod amboną skleciłam kazanie o nieśmiertelności rzeczy. Jestem
podmiotem z parteru. Kompletnym zerem przy cennych przedmiotach.
Wolno mi fotografować malowidła emporowe, ale siedzę i skubię bilet.
Tyle sztuki, tyle kunsztu, taka uczta. Karmię się wielkimi organami,
a w kiszkach marsz. Robala głodu zalewam colą, pomaga na chwilę.
Pytasz: co po nas? Czy opuścimy coś jeszcze oprócz zastanowień?
Naturalnie nic. Nie można zbyć czucia, ani przeszczepić w talizmany.
Można jedynie zatykać przyszłość formami bez krztyny żywego nalotu.
Odwiedzanie
Podobno nos astronomki przynosi szczęście.
Trzeba przełamać się i wyciągnąć rękę. Trudne,
jak prośba. Tym bardziej, że chodzi o drobiazgi.
Obok trójząb Neptuna wytrwale czesze chmury.
Jestem za siwa, by bez butów wejść do fontanny,
wstąpić do chlupiącego błękitu w kamiennej misie.
Niebo nie wtrąca się do ludzi. Tutaj dzieci trafiały
kamieniami w trzylatkę. Starsi wychylali się z okien,
z góry lepiej widać cel, a szczegóły powoli zbledną.
Dzisiaj patrzę na odnowione fronty kamienic,
słucham hejnału i jem frytki. To samo miejsce,
ale teraz inne są tylko czasy. Jest mi spokojnie.
Nadal buduję własne zdania. Niefortunnie pamiętam
ślepe uliczki, więc kilku miejsc jeszcze nie odwiedzam.
Przełamania, jak aury pośrednie, są pogodą z cieniem.
Mieszkanie
Rzadziej pytam o swoje miejsce. Nie wiem, o które?
O Trzebnicę, Świebodzin, Nową Sól, Zieloną Górę?
Najbardziej o "Mały Kraków", albo Łódź, którą pamiętam.
Czasem wyobrażam sobie siebie na ławce astronomki,
że trenuję brązowe cisze i uważniej spoglądam w noce.
Czasem myślę, że idę do drogerii przy Andrzeja Struga,
na Piotrkowską, że dostałam bukiecik alpejskich fiołków.
Realnie wychodzę, albo przez wiele dni nie wychodzę z domu.
Bywam na deptaku. Gdy nie bywam szukam czterech kątów,
na które mnie nie stać. To nic, przecież nie wiem: gdzie?
Zielona Góra 2012-09-07