O wiklinowym ptaku II
Dodane przez kozienski8 dnia 25.03.2012 09:13
Wiatr podniósł popiół spalonej trawy, układa z niego swoje pasjanse,
na łące chłopcy bawią się piłką, za nimi wierzby cheerleaderki
puszczają pąki, splatają włosy.

Nawet w wiklinie nad brzegiem rzeki, gdzie cyganiątka więziły ptaka
widać już wiosnę jak się przymierza, by przejść na drugą stronę Dunajca.
Nie ma rybaków, by ich zapytać, o niebezpieczne, zabójcze wiry,
nie ma czym nawet zmierzyć tu wody, odkąd Romowie spalili wszystko.

Długo się w próchno zmieniała klatka, tej nawet oni bali się spalić,
w której przed laty mieszkał czarodziej, co zwabiał obcych, by ich nakarmić.
Ptak wiklinowy - a jego wrzaski miały przyciągać z obcego brzegu,
tych, co uwierzą w ich stare ręce i, że się tutaj dzieci nie śmieją.

Po drugiej stronie śnieg widać w cieniach, który się boi wiosny w wiklinie,
gdzie kiedyś z klatki wielkie ptaszysko wołało rano małego chłopca,
i on się nagle we mgle rozpłynął.

Na tamtym brzegu nie ma osady, przez co nie trzeba tu przewoźnika,
czuć tylko zapach spalonej trawy i widać wiosnę, jak czegoś szuka.