Styczeń
Dodane przez Loren dnia 06.02.2012 19:10
Północ. Usłyszałem obok własny sen. Umarłem? 
Pociąg z wiadomością przemknął od lewego 
do prawego ucha. Tratwa dryfuje w ciemności
po meandrach. Tajemny krąg otwiera podwoje 
braterstwa. Żal. Łąki jeszcze niedojrzałe.
Drzewa salutując w śnieżnych czapach, uwolniły
z lasu stado zwierząt. Zza chmur wyskoczył
nagle księżyc jak zabójca błyskając bladym 
nożem. Na białych polach sarny znieruchomiały
z ciekawości. Spotkamy się dopiero we śnie.
Trzecia w nocy. Niepokój oddycha arytmią 
w chłodnej pościeli. Wygasło wszystko. 
Wszędzie popiół: w oczach, w ustach. 
Sypie się z nieba, wiruje. W oddali wagony 
toczą się z węglem.
Skrzypiący poranek topi okienne płaskorzeźby.
Zimna woda odkleja ciężkie powieki. Jestem w lustrze!
Ulga! Żadnych jednak postanowień. Słońce nie pyta 
o nic. Regularnie, z obojętnością znudzonego 
kelnera, przesuwa mnie na bezwzględnej osi.
W pokoju wyrosły krzesła, stół i szafa. Znajomy 
zapach przyjemnie rozchodzi się w żołądku. Wieczorem
przyjdzie na ciebie sen: jasny i przeźroczysty a dzikie
ptaki pomiędzy lasem a niebem rozłożą spokojnie skrzydła.