stara kobieta do młodej (poetki)
Dodane przez sykomora dnia 08.01.2012 23:02
Jak okruchy szkła z bizantyjskiej mozaiki,
odłamki zdań spod wieży Babel, jak ciągle zielone
liście z dawno wymarłych drzew - jesteśmy
skazani na fragmenty.
Niektórzy wierzą, że istnieje całość
opowiadana mową minaretów, reliefów, sklepień
i baśni, przepisanych w wersety z głosu wzywającego świat
na salat - szachrit - jutrznię; inni sens zamykają w chwili
przybierającej postać gladiatora albo błazna. Można też
milczeć o znaczeniach, czerpiąc z mądrości ptaków, drzew,
kamieni lub iść za nutą, słowem - aż do początku, żeby zostać
na brzegu świata i słuchać rozbitej historii.

Muzyka potrafi się bronić przed głuchym, gdy ją nakłania
do jarmarcznej śpiewki - kąsa nieprawdą, jak wąż umyka,
zostawiając ślad - fałsz, kakofonię. Poezja uciec nie umie,
bo prawie każdy pisze, czyta, każdy czuje - więc jest z nią
po imieniu, przy stole ją sadza, do łóżka bierze, stroi
na swojską modłę rymem lub na biało, aż zapomina,
skąd przyszła, jakie ma zadanie - zaczyna rodzić wiersze
podobne do gospodarzy, posłuszne od pierwszego
płaczu i bystre - szybko podchwytują ulubione frazy,
żeby podobać się jak to, co znajome, podane odświętnie
bo w metaforze, a więc liryczne, cokolwiek liryka znaczy
dziś, kiedy każdy może ją zrobić sobie z pustki,
tęsknoty, z poglądów w prawo, z przekonań
na lewo, z miłości spełnionej, z chorego kochania
- jak prędki obiad dla zajętych czym innym,
a jednak głodnych.

Nazywasz mnie świętą krową i odmawiasz zdolności
współczucia, tylko dlatego że próbuję zajrzeć w oczy
tej pogodzonej z losem kapłance - miała przecież służyć
w nieszczęściu, szukać szczelin, przez które sączy się światło
potrzebne zmarłym, żeby śmierć ich nie zwiodła, miała śpiewem
sprowadzać koniec do początku - a dzierga serwetkę,
dla usprawiedliwienia wymyślając dziwne wzory.

***

Pisałam wiersze o miłości, nie przeczytał ich nikt,
kto nie powinien - dwa, może trzy - zadrżały
w dużych, nieporadnych rękach; nie wiem, czy były
dobre, ale zaznały tak wielkiej pieszczoty,
że nadal rumienią się od niej na dnie szuflady
jak zeszłoroczne, pomarszczone, ciągle słodkie jabłka.

Poetka ze mnie żadna i dobrze, bo poezja
bywa złośliwa, jeśli ozdabiać się nią jak koronką,
odkrywać, przykrywać niby kawałkiem jedwabiu
w tańcu przed Herodem lub jakimś innym
do stracenia głowy - wierzysz żeś półnaga,
a ona stroi cię w kwiatki do kożucha - mściwa,
bo o niej nie myślisz, nie do niej zapraszasz

nie wiadomo kogo - wybrany stoi w tłumie,
wybrana nie wie, czy cieszyć się czy kłaniać.
Lepiej poczekaj, aż historia zacznie mówić
przez ciebie swoim własnym głosem - o tym,
co chce być opowiadane jak stare baśnie
o zakochanych bez imion bez wieku,
hartowane ogniem wybierane z dymu.