Ballada o stróżu
Dodane przez Idzi dnia 01.12.2011 07:46
Na niebo wjechał Wielki Wóz, od rzeki powiał wiatr,
zakończył obchód nocny stróż, pod ścianą sobie siadł,
gdy nów księżyca znikł wśród chmur, starego zmorzył sen,
w różowych snach ulatywał hen.
Śnił o tym, że mimo swych lat
odważy się i objedzie świat.
Wolny jak ptak, zupełnie sam,
zobaczy jak, żyją tu i tam.

Zachodni wiatr wciąż wzmagał się, tumany kurzu gnał,
huczące niebo orał grom, a on spokojnie spał,
gdy lodowate krople dżdżu musnęły jego twarz,
obudził się, do kanciapy wlazł.
Wtem spostrzegł coś, z wrażenia zbladł,
ktoś podczas snu sejf z pieniędzmi skradł.
Chcąc schwytać go, wybiegł na plac,
w koronach drzew gwizdał tylko wiatr.

Gdy rankiem wzeszło słońce, by osuszyć mokry kurz,
skutego radiowozem sierżant na komendę wiózł,
rozmyślał biedak, gdzie był błąd, dlaczego zasnął dziś,
tak nie chciałby do więzienia iść.
Przez tyle lat przykładnie żył,
przez całe życie nie szczędził sił.
Przypadkiem w nos uszczypnął się,
prawda, że spał, reszta tylko snem.