divoká šárka
Dodane przez wiese dnia 07.08.2011 09:01
szliśmy trzymając się mocno za ręce, ja lekko spięty, a ty uśmiechnięta;
divoká šárka już w barwach jesieni, a dla nas wiosny niezwykły początek,
drugi rok w pradze tak pięknie otwarty, gwarna stołówka ogłuszona ciszą,
jakiej nie było tu nigdy, dopóki nie zobaczyli czerwonej sukienki,
biodra tańczyły i piersi tańczyły w rytm egzotycznej, drapieżnej melodii;

z wahaniem weszłaś, wszystko poczerniało w poświacie gładkiej, hebanowej skóry,
umilkły noże, widelce ucichły, zaniemówili rozgadani czesi -
párky v rohliku stygły zawstydzone, gdy przepływałaś między stolikami;
spuściłaś głowę zaniepokojona drażniącą ciszą, obnażana wzrokiem
gromady samców, którym ciekła ślina na myśl o kształtach okrytych niedbale;

ślepy przypadek a może los szczęsny - stanęłaś za mną, nie miałaś wyboru:
byłem ostatni, lecz dla ciebie pierwszy i jako pierwszy poczułem twój zapach,
pociągający jak nieznane baśnie - wdychalem ostry aromat korzeni,
zmysły zagrały jak mistrz sarasate na stradivarim w jedynym koncercie,
nigdy nie śniłem o takim doznaniu, nieśmiały dotyk znalazł moje ramię

je suis fall, et vous? zapytałaś cicho, język okoniem stanął w wysuszonym
gardle, nie umiał prostych słów odnaleźć, miotał się, plątał, atakował wargi,
w końcu wyplułem imię, chyba trudne, więc wymyśliłem inne, łatwe całkiem;
przy stole razem, dziwnie blisko siebie, uśmiechałaś się - zęby takie białe,
że mleko przy nich szare się wydało jak szary byłby węgiel na tle twarzy;

wybrzeże kości słoniowej odległe, zapach tęsknoty rozwiewany wiatrem
i blade słońce nad placem wacława - jan nepomucen nie dziwił się wcale
złączonym dłoniom - nigredo albedo wiążą się w tyglu, alchemik zrozumie
krzywe spojrzenia gawiedzi, nie palą, my coraz bliżej, choć tyle nas dzieli;
czy kość słoniowa cynamonem pachnie? pytałem czarnych włosów białą dłonią,

dobrze wiedziałem - bez woni, bez smaku i taka chłodna pod palącym słońcem;
on ne peut pas dire tu la femme avant passer la nuit avec elle * - pamiętam,
szepnęłaś w metrze niepewnie, z uśmiechem, choć po imieniu zawsze ci mówiłem,
ciepłym oddechem moją twarz musnęłaś, poczułem bliskość, pragnąłem być z tobą
tak jak ty ze mną - metro dojeżdżało, końcowa stacja, dzień już z wolna szarzał;

było pogodnie, podjechał nasz tramwaj - divoká šárka zapraszała ciszą
i ławka w głębi parku, wokół drzewa dumkę szumiały dla dwojga, o dwojgu
wtulonych w siebie po zachodzie słońca - serpents veneneux!** - krzyknąłem do ciebie -
żart niewybredny, czesi wszystkie zjedli, namiętność czy lęk sprawiły, że nagle
świat zawirował, sam w ramiona nam wpadł , szalona chwila, gdy biel w czerń wrastała;

smak,, zapach, dotyk - w niemym kontredansie byliśmy razem a z nami świat cały,
gorący, szorstki język szukał wrażeń, błądził po ciele w zachłannej pieszczocie,
splecione nogi bluszczowi podobne, ciekawe dłonie szukały odważnie,
usta wilgotne, oddane, namiętne wziąć chciały wszystko i dać jeszcze więcej -
raz tylko później wróciło wzruszenie, gdy inne pieszcząc piersi, byłem z tobą;

misja skończona, musiałaś wyjechać - abidżan czekał i brudne uliczki,
dostałem kartkę: fall już z nami nie ma - wiem, byłaś ze mną w šárce na ławeczce




*nie należy mówić ty do kobiety, dopóki nie spędzilo się z nią nocy
** jadowite węże