Supermarket
Dodane przez eitheror dnia 25.07.2011 11:42
Jestem nieodłączną częścią towarzystwa konsumpcyjnego, które tak samo łapczywie
zżera produkt i własną tożsamość. Gdy myślę o panu, panie Rilke, świadomy
swej nieokiełznanej żarłoczności, staram się ją nazwać ładniej - apetytem na życie.
Ciągle bardziej głodny wizji i wrażeń, włóczę się wieczorami po mieście, poruszam w myślach trudne tematy. Śnię na jawie. Marzę o wrażliwości poety pańskiego formatu. Pan kpisz sobie ze mnie milcząc. Gdy wchodzimy do supermarketu nie wiem już, kto kogo prowadzi.
Ile tutaj dobra. Z lewej wyborne wina, z prawej regały pełne pampersów. Między nami ziemniaki z Niemiec, pomarańcze z Hiszpanii, ludzie i ich pełne kosze pędzące po trupach. Łapie mnie pan za łokieć, chce uciekać, ale ja mam pod ręką towar w promocyjnej cenie.
Zwolnijmy. Nikt nas nie goni. To tylko pańska chora wyobraźnia majaczy. Za nami ściana wody mineralnej. Nikogo tam nie ma. W którą stronę pójdziemy? Może do stoiska ze słodyczami.
Spróbujemy wszystkich nadziewanych czekolad o egzotycznych smakach.
Gdy słodycz gwałtownie podejdzie do gardła, uda nam się pozbyć poczucia absurdu, wraz z torsjami.
(Czuję, że jest coraz bardziej gorąco i duszno.)
W naszej pełnej obłędu wędrówce nie trzymaliśmy się dłużej niczego, panie Rilke.
Kasjer nie zauważył nawet, że wychodzimy. A mógł się chociaż na nas wypiąć.