Ballada o barze mlecznym w zimie
Dodane przez Leliwa dnia 24.06.2011 04:54
W zimie z drzwi mlecznego baru
co chwila wychodzi staruch,

co już wylizał do dna miski
kaszę gryczaną z sosem myśliwskim.

Przedtem siedzieli przy jednym stole,
a z nimi starość, wilgoć i mole.

W zapachu moczu, niemytych garnków,
schną na obrusach plamy po barszczu.

W głębokich bruzdach dłoni zgrubiałych
dni prawie wszystkie się zapisały.

Lśniący drogowskaz - gar fasolowej,
a drogą - przewód pokarmowy.

Łyżki z różową emalią kisielu,
strzałką kompasu wiodą do celu.

Na końcu sali postać bura,
ten staruch zasnął albo umarł.

Można tu siedzieć, a nawet leżeć,
bo tu się sprząta tylko talerze.

Przy dźwięku drobnych liczonych w kasie,
siedzą tak długo, jak długo da się.

Póki kucharka ze ścierką w dłoni,
dobrze wygrzanych nie przegoni.

Jeden drugiego wolno prowadzi,
toczą się w śniegu - łachmany sadzy.

Pójdą na dworzec .Tam, przy peronie,
usną na ławce pod orłem w koronie.