Tryptyk świąteczny
Dodane przez Jerzy Beniamin Zimny dnia 23.06.2011 16:08
Światła, które prowadzą za sobą samochód,
i cały mrok jak ogon. Piszę po omacku drogę
tak, aby była widoczna. Nocy nie wpuszczę
do ciebie, moja świeczko, moje widzenie

świata. Odkąd nie wstaję od cyklu z bohaterem
jednonogim, któremu pisana jest ostatnia podróż,
sam jestem już dalej. A to dopiero płaskowyż
rozciągnięty jak płótno. Tu barwy rozdają szczeliny

skał, tu po deszczu płynie niewidoma rzeka.
Wasze wszystko, nawet moja śmierć. Czekam
na otwarcie maski samochodu, wiem że to wehikuł
nie stąd, i że pluje spalinami wiecznego rozkładu.



Wiersz istotny w brudzie, czyści i ocala. Podnosi
zasłonę wstydu, karmi wiedzę o tym, co czeka
każdego. Nie pisana elegia, najbardziej czytana;
że głuche i ślepe sumienie. Rozdział z pokorą, sny
nadęte, unoszenie się ponad siedliska aby ogarnąć
całość dla siebie. Nie chcę wyróżnika, nie pragnę
koloru jaskrawego. Sień niech będzie to, schody
kamienne i bruki. I to, co chroni przed grzechem.



Nie wiadomo kiedy pęknie struna.
Przy jakiej melodii ustanie tętno.
Kto przy tobie wysłucha ostatni ton.
Nie myśl o tym. Wtedy urwie się wszystko
bezwiednie. Jakby ktoś przestał grać.

23.06.2011